Interes publiczny może uzasadniać ingerencję w życie prywatne polityków

Dziś w ramach przeglądu interesującego orzecznictwa sądowego dotyczącego problematyki prawa do prywatności i dostępu obywateli do istotnych informacji z życia publicznego — a także przysługujących prasie praw w zakresie kontroli władzy — naprawdę arcyfajny wyrok wydany w postępowaniu dotyczącym pewnego posła, który znany jest z arcyczęstych wolt partyjnych, brata-wicenaczelnego „Gazety Wyborczej” oraz wcale nierzadkiego mijania się z prawdą. Słowem: jak się ma ochrona życia prywatnego polityków z całokształtem życia publicznego — jego deklaracji, zapewnień, programu, całego credo.
W dużym skrócie, bo sprawę być może pamiętają niektórzy P.T. Czytelnicy Lege Artis: zasadniczo ochronie prawnej podlega życie prywatne każdej jednostki, także polityków, posłów i urzędników państwowych, jednak ochrona interesu publicznego może wymagać ingerencji w sferę życia prywatnego — właśnie ze względu na przysługujące obywatelom prawo oceny wiarygodności i prawdomówności tych osób. Dzieje się tak zwłaszcza wówczas, gdy postępowanie takiej osoby w życiu prywatnym koliduje z prezentowanym publicznie światopoglądem, systemem moralnym i etycznym (a już bezdyskusyjnie jeśli na tych wartościach polityk buduje swoją „ofertę polityczną”). Z tego też względu art. 61 Konstytucji RP nie tylko chroni prawo obywateli do dysponowania taką wiedzą, ale wręcz takie informacje powinny być publikowane, ponieważ przepis ten przyznaje obywatelom prawo do uzyskiwania informacji o osobach pełniących funkcje publiczne.

Tak wynika z wyroku Sądu Apelacyjnego w Gdańsku z dnia 24 czerwca 2014 r. (sygn. akt I ACa 206/14) wydanym w apelacji do wyroku Sądu Okręgowego w Gdańsku z 13 grudnia 2013 r. (sygn. akt XV C 118/13 — ciekawe, że linki do wyroku nie działają ani na stronie orzeczenia.gdansk.so.gov.pl, ani na orzeczenia.ms.gov.pl — to taka drobna uwaga na temat prawa do zapomnienia ;-)

Wyrok dotyczy głośnej niedawno sprawy pewnego polityka, który wdał się w romans pozamałżeński, wskutek którego porzucił żonę. Traf chciał, iż ów europoseł (poprzedniej kadencji) mianował się reprezentantem tej „lepszej” i „wyższej moralnie” opcji, przeto trudno się dziwić, że sprawą zainteresowały się media. Pamiętam, że bazując na uzyskanym zabezpieczeniu w toku jednego z postępowań deputowany groził nie tylko innym czasopismom informującym o zdarzeniach, ale i między innymi przedsiębiorstwom kolportującym gazety opisujące jego perypetie, także wystąpił przeciwko kilku tytułom do sądów.

W jednej z takich spraw poseł uzyskał w pierwszej instancji wyrok korzystny: Sąd Okręgowy w Gdańsku nakazał wydawcy opublikowanie na łamach przeprosin za informacje i dywagacje dotyczące życia prywatnego polityka. Stało się tak dlatego, iż sąd wyszedł z założenia, że publikacja artykułów o tytułach w rodzaju „blokował artykuł o rzekomym romansie”, „ma kochankę?”, „Czy to możliwe, aby znany (…) mógł poświęcić dobro rodziny dla bycia z inną kobietą?” naruszała jego dobra osobiste, w szczególności czci, dobrego imienia i prawa do intymności, a to poprzez snucie aluzji, sugestii, insynuacji, pytań dotyczących jego sfery osobistej i intymnej. Równocześnie zdaniem sądu pozwany nie działał w interesie publicznym, albowiem nie istniało powiązanie pomiędzy działalnością publiczną eurodeputowanego a jego życiem osobistym, zatem ochrona życia prywatnego chroniła powoda przed tego rodzaju ingerencją w prywatność.
Od niekorzystnego wyroku apelację wniósł wydawca prasowy, podnosząc m.in. fakt, że ingerencja w życie prywatne polityka była dopuszczalna, albowiem polityk z pierwszych stron gazet, publicznie afirmujący wartości chrześcijańskie i tradycje rodzinne — a zatem występując przeciwko swoim przekonaniom stanowiącym jego oręż polityczny, zaprzecza temu, co zdaniem opinii publicznej jest dlań istotne — o czym opinia publiczna powinna mieć wiedzę.
Sąd odwoławczy podzielił jego stanowisko, podkreślając, iż

Opinia społeczna ma prawo do weryfikacji, czy głoszone publicznie przez powoda poglądy w przedmiocie umacniania roli rodziny, tworzenia sprzyjających dla jej rozwoju warunków oraz poszanowania wartości chrześcijańskich, do których niewątpliwie należy trwałość i nierozwiązywalność zawartych związków małżeńskich, są tylko sloganami na użytek jego działalności politycznej i podnoszenia popularności wśród wyborców, czy też są jego autentycznymi przekonaniami, które realizuje także w życiu osobistym. Tym samym, czy powód jest osobą wiarygodną, głosząca poglądy rzeczywiście wyznawane i realizowane także w życiu prywatnym, czy też nie.

Co ciekawe sąd zwrócił także uwagę na kampanię do europarlamentu z wiosny 2014 r., w której powód znów brał udział — tym razem w ramach innego ugrupowania (które, przypomnijmy, też zdążył już porzucić…) — a zatem był bezpośrednio zainteresowany blokadą informacyjną o jego poczynaniach, ponieważ te mogły zaszkodzić możliwościom reelekcji.
Dalej natomiast w uzasadnieniu wyroku wydanego w apelacji znajdujemy naprawdę istotne sformułowania pozwalające na wyznaczanie granic ingerencji prasy w życie intymne osób publicznych oraz prawo do prywatności polityka jako osoby ze świecznika. Otóż w orzeczeniu podkreśla się, że wolność prasy służyć powinna przede wszystkim realizacji interesu publicznego, ten zaś jak najbardziej oznacza możliwość weryfikacji prawdomówności i rzetelności polityków, którą można oceniać właśnie poprzez pryzmat trzymania się publicznie głoszonych zasad w życiu prywatnym. Oznaczać to będzie, że przywołane w art. 61 ustawy zasadniczej informacje o działalności osób publicznych obejmują także pewnego rodzaju informacje z ich życia prywatnego — o ile mają one związek z rolą publiczną.
Warto też zwrócić uwagę, że sąd odniósł się także do ówczesnej kampanii europosła, który zakazywał prasie informowania o jego zdradzie małżeńskiej i porzuceniu żony, a w tym celu rozsyłał do mediów (w tym do pozwanej gazety) kopie postanowienia sądowego wydanego w postępowaniu zabezpieczającym. Zdaniem sądu działalność taka jest sprzeczna z zakazem utrudnienia prasie zbierania materiałów i zakazem tłumienia krytyki prasowej, a na ocenę tego faktu nie może mieć nawet wpływ, iż gazeta oraz jej portal internetowy „są tzw. tabloidami, których poziom rzetelności dziennikarskiej, co do zasady, u wielu osób, może budzić wątpliwości, jednak w tym konkretnym przypadku nawet używane w spornych artykułach aluzje, czy wieloznaczności nie stanowiły podstawy do udzielenia powodowi ochrony prawnej”.
PS w kontekście anonimizacji treści orzeczeń: oczywiście inicjały J.K. oraz usunięcie z treści opublikowanego orzeczenia firmy spółki pozwanego wydawcy — które ponoć służą temu, by prawo do prywatności polityka nie było naruszane publikacją takiego wyroku (?) — mogą dziwić i bawić, ale później sąd pozostawia cały adres poczty elektronicznej wydawcy portalu…
subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
2
0
komentarze są tam :-)x