Dostałeś od Lex Superior wezwanie do zapłaty? Zacznijmy od tego: nie ma co panikować, stres nigdy nie jest dobrym doradcą. Nie łap też za słuchawkę, by uzyskać osobiste potwierdzenie tego, co zostało publicznie napisane w Lege Artis: jakby na to nie patrzeć po to powstały aż dwa teksty, pod którymi łącznie jest coś kole 100 komentarzy, żebym odbierał kilkanaście połączeń dziennie z pytaniem „kancelaria Lex Superior przysłała mi wezwanie do zapłaty! co mam z tym zrobić?”
Zacznijcie od uważnej lektury moich tekstów: Kancelaria Lex Superior wezwanie do zapłaty na 750 złotych oraz Lex Superior i licencja na zabijanie — w BitTorrent?, zapoznajcie się także z tym co o kampanii Lex Superior napisał Marcin Maj w „Dzienniku Internautów” — Kancelaria chce 750 zł od internautów i grozi „wnioskiem o przeszukanie” i Lex Superior: Prokuratury sprawdzą kilkadziesiąt tysięcy IP rzekomych piratów? Można też sięgnąć do innego mojego tekstu, który nie dotyczy bezpośrednio Lex Superior, ale uwagi są adekwatne i do tej afery: Kancelaria MURAAL i odpowiedzialność za BitTorrent.
Podkreślam: kampania wysyłania wezwań przez kancelarię Lex Superior jest obliczona tylko i wyłącznie na zarobek. Odbiorcy, niezależnie od tego czy sumienie ich czyste jest mniej lub bardziej, mają się bać — i płacić.
Owszem, nie można wykluczyć, że coś zostało zgłoszone do prokuratury, jednak zawsze podkreślam: w takich masowych aferach chodzi wyłącznie o wywołanie histerii — jedna, nawet prawdziwa informacja o zainteresowaniu organów ścigania to młyn na wodę naciągaczy, bo kilka osób pęknie i wpłaci te nieszczęsne 750 złotych.
Tymczasem tutaj wszystko jest na tyle niejasne (oprócz celu przyświecającego Lex Superior, który jest dość jasny), że wątpię, by trzeźwo myślącemu prokuratorowi chciało się babrać w takim szambie na poważnie (mam też informacje, że takie głosy przeważają na zamkniętym forum internetowym prokuratorów, gdzie problem wezwań wysyłanych przez Lex Superior został zauważony).
Umowy przenoszące autorskie prawa majątkowe do pornoli? Czy jednak licencjobiorca wyłączny? Owszem, art. 67 ust. 4 pr.aut. daje takie uprawnienia i jednemu, i drugiemu, ale to nadal za mało: otóż umowa musi być rzeczywiście zawarta, ale to też mało — nie może być ona pozorna, czyli podpisana na przykład wyłącznie w celu pościgania nieszczęsnych internautów rzekomo pobierających pliki z sieci BitTorrent. Specjalistyczne narzędzie informatyki śledczej? Wszystko wskazuje na to, że pliki pojawiły się w sieci nieprzypadkowo — i faktycznie zostały dodatkowo „oznaczone” dla lepszej wykrywalności (dostaję od P.T. Czytelników liczne sygnały z ich prywatnych śledztw, wkrótce powinienem się podzielić ich wynikami z szeroką publicznością). Niewątpliwym faktem jest też, że owe mocno amatorskie (ponoć ;-) produkcje nie były w żaden sposób oznaczone — ani jako płatne, ani też oczywiście nie wskazywały Lex Superior jako producenta/dystrybutora/dostawcy/whatever utworu. (Owszem, na gruncie prawa autorskiego nie ma takiego wymogu, ale w tej sprawie brak informacji też jest dość znaczący…)
Reasumując: z tego, że dostałem jakieś trefne pismo od Lex Superior, które w dodatku zostało podpisane „wezwanie do zapłaty”, nie oznacza, że to wszystko jest prawdą. Ująłbym to może niezbyt delikatnie, acz wymownie — dla porządku zacytuję ks. Tischnera -że mamy na świecie trzy góralskie prawdy: święta prowda, tyż prowda i gówno prowda. Wszystko wskazuje na to, że w sprawie wezwań Lex Superior zachodzi przypadek nr 3 ;-)