Dziś w nieregularniku recenzyjnym będzie krótko, bo gapa ze mnie straszna, a okazja niewesoła: dokładnie dziś, za całe 7 godzin, we wrocławskim Teatrze Capitol (tak, to ten sam, gdzie piją w pracy) ostatni spektakl „Ścigając zło” — czyli rewii sensacyjnej opartej na piosenkach z Jamesa Bonda.
Kto był, ten wie, że warto — osobiście byłem dwa razy, bo i na wczorajszym spektaklu, i jesienią 2013 r. — kto nie był, niech żałuje. Uważam, że to żelazna pozycja dla każdego bondomaniaka: za możliwość posłuchania ciekawych interpretacji wielu, wielu piosenek znanych z filmów o przygodach agenta Jej Królewskiej Mości i pośmiania się z ciekawych pomysłów — umiecie sobie wyobrazić euforię publiczności na widok Janosika śpiewającego do 007 per „You Know My Name” i zaprawiającego go z dyńki? — można przecież oddać nawet nerkę, a tymczasem Teatr Capitol chciał za bilet niecałe 50 złotych!
Niestety, dzisiejszy spektakl jest ostatnim — przyszedł czas na pożegnanie z tytułem (przecież takie przedstawienie to także kwestia licencji, i to wcale nie licencji na zabijanie) — więc większość z P.T. Czytelników musi wierzyć mi na słowo, zatem na osłodę — i na miłą niedzielę — czas na Shirley Bassey, która specjalnie dla P.T. Czytelników zaśpiewa kawałek z „Goldfinger”:
Na szczęście już jesienią w kinach pojawi się „Spectre”, dla wariata święta data.