Stanisław I. Witkiewicz, Autoportret 1915-1917. Prawa do tego utworu wygasły przeto mogę tu pokazywać. |
Wczoraj w Publio.pl, w ramach promocji wakacyjnej było „Pożegnanie jesieni” Witkacego — od przeszło trzech lat 99% tego co czytam czytam na Kindlu, więc zwracam uwagę na takie rzeczy — a mnie naszło napisać kilka słów o przemijaniu i wygasaniu.
Jak zapewne kojarzą P.T. Czytelnicy Czasopisma Lege Artis co do zasady wszystko kiedyś się kończy (wygasa, przedawnia się) i nie inaczej jest z autorskimi prawami majątkowymi. Nie licząc wyjątków dzieje się to po upływie siedemdziesięciu lat od śmierci twórcy lub w 70 lat od innego zdarzenia, z którym prawo wiąże ten skutek.Tak mówi art. 36 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, cytuję:
art. 36. Z zastrzeżeniem wyjątków przewidzianych w ustawie, autorskie prawa majątkowe gasną z upływem lat siedemdziesięciu:1) od śmierci twórcy, a do utworów współautorskich – od śmierci współtwórcy, który przeżył pozostałych;2) w odniesieniu do utworu, którego twórca nie jest znany – od daty pierwszego rozpowszechnienia, chyba że pseudonim nie pozostawia wątpliwości co do tożsamości autora lub jeżeli autor ujawnił swoją tożsamość;3) w odniesieniu do utworu, do którego autorskie prawa majątkowe przysługują z mocy ustawy innej osobie niż twórca – od daty rozpowszechnienia utworu, a gdy utwór nie został rozpowszechniony – od daty jego ustalenia;4) w odniesieniu do utworu audiowizualnego – od śmierci najpóźniej zmarłej z wymienionych osób: głównego reżysera, autora scenariusza, autora dialogów, kompozytora muzyki skomponowanej do utworu audiowizualnego.
Co istotne okres 70 lat od śmierci twórcy, współtwórcy czy od daty pierwszego rozpowszechnienia liczymy zgodnie z art. 39 ustawy, czyli w pełnych latach następujących po roku, w którym nastąpiło to zdarzenie. Mówiąc prościej: skoro Witkacy popełnił samobójstwo we wrześniu 1939 r. — na wieść o napaści Sowietów na Polskę — to (nie licząc teorii alternatywnych pt. skoro żyje Elvis, to Witkacy też), a proste obliczenia matematyczne wskazują, że okres ten minął w 2010 r.
Wygaśnięcie praw obejmuje także wykonane fotografie — dzięki czemu mogę ozdobić ten tekst fajnym autoportretem Witkacego wykonanym prawie 100 lat temu (w czasie I wojny światowej, która zadziała się właśnie wiek temu!).
Wygaśnięcie praw obejmuje także wykonane fotografie — dzięki czemu mogę ozdobić ten tekst fajnym autoportretem Witkacego wykonanym prawie 100 lat temu (w czasie I wojny światowej, która zadziała się właśnie wiek temu!).
Konsekwencją wygaśnięcia autorskich praw majątkowych do utworu jest nie tylko dopuszczalność swobodnego korzystania z jego opracowań (można sobie zatem utwór taki dowolnie przerabiać, pisać scenariusze na podstawie takiego utworu, ekranizować, etc. etc. — art. 2 ust. 2 ustawy), ale i jego względne „uwolnienie” (podkreślam względność — ponieważ nie obejmuje ono autorskich praw osobistych, a wolność ta dotyczy tylko eksploatacji majątkowej). Czyli każdy może swobodnie sobie taki utwór rozpowszechniać, wydawać drukiem, sprzedawać egzemplarze, konwertować do e-książek — cokolwiek, legalnie, bez strachu jumania. I bez konieczności oddawania jakichkolwiek pieniędzy twórcy lub jego spadkobiercom twórcy. (Od razu wyjaśniam: pozwoliłem sobie tutaj na ten drobny żarcik, by podkreślić, że wygaśnięcie dotyczy wyłącznie praw przysługujących spadkobiercom lub innej osobie, która prawa te nabyła — wszakże mówimy o czymś co następuje dwa pokolenia po śmierci autora!)
„Pożegnanie jesieni” w promocji w e-księgarni Publio.pl |
Czy z punktu widzenia dzisiejszej promocji w Publio.pl oznacza to, że w e-księgarni dopuścili się czegoś niedobrego? Skoro każdy może już dziś, za darmo, bez pytania, wydawać Witkacego — to może nikt nie powinien na tym zarabiać?
Otóż jak najbardziej nie. Wygaśnięcie autorskich praw majątkowych oznacza tylko i wyłącznie tyle, że nie ma potrzeby płacić spadkobiercom twórcy lub nabywcy praw (na przykład fundacji, której prawa zostały zapisane w testamencie przez autora lub jego spadkobierców albo po prostu wydawcy, który w porę kupił prawa do twórczości). Natomiast nic nie stoi na przeszkodzie nadal sprzedawać tę twórczość za pieniądze — ponieważ owo uwolnienie nie oznacza automatycznego przesunięcia utworów do jakiegoś repozytorium, z którego można by je dowolnie pobierać (piję do tego, że utwór, do którego prawa wygasły, może być nieosiągalny w postaci dopasowanej do dzisiejszego cyfrowego świata — i wszystko co można zrobić to najwyżej go przetransponować).
Można zatem poszukać utworu w jednej z takich darmowych skarbnic — w przypadku książek proponuję zwłaszcza Wolne Lektury, gdzie Witkacego nawet można znaleźć (ale nie „Pożegnanie jesieni”) albo Projekt Gutenberg (gdzie książek po polsku bardzo dużo nie znajdziecie) — jeśli jednak ktoś ma kaprys, potrzebę albo po prostu chce zapłacić wydawcy za wystaranie się o taki utwór i jego przygotowanie, można też taką książkę po prostu kupić.
Ja tym razem nie skorzystałem, za Witkacym nie przepadam (w przeciwieństwie Gombrowicza, którym w młodości zaczytywałem się niepomiernie). A dziś zdecydowanie preferuję literaturę faktu i dlatego na mój prywatny szczyt wdrapał się Szczygieł (i zasiadł tam obok Kapuścińskiego).
No ale to nie jest blog o literaturze czy lajfstajlu, zatem akapit z krytyką literacką przez grzeczność i umiar pomijam ;-)