Sporo otrzymywanej przeze mnie korespondencji dotyczącej pomocy prawnej dotyczy klauzul niedozwolonych, a ściśle tego — czy otrzymawszy pozew skierowany do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów należy położyć się na pleckach, z łapkami do góry — czy może jednak warto walczyć?
Słowem: jak wygrać sprawę o klauzule niedozwolone?
Zawsze w takiej sytuacji odpowiadam, że to zależy od sytuacji ;-) Więc jeśli jest ona fatalna, to trudno liczyć na pozytywne rozstrzygnięcie w sądzie, jednak jeśli tylko przedsiębiorca zadbał o prawidłowość wzorca umowy, włos z głowy mu nie spadnie. Słowem: nie ma osób nieomylnych, nawet ktoś kto wygrał 1001 procesów na pewno uniknie błędu w 1002 sprawie.
Właśnie rzucił mi się w oczy prawomocny wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 18 lutego 2014 r. (sygn. akt VI ACa 1134/13), w którym nie ma nic nadzwyczajnego — dlatego samej w sobie sprawy omawiać tu nie będę (chociaż można rzucić okiem na rozważania dotyczące pojęcia udziału w konkursie w kontekście przyrzeczenia publicznego) — oprócz tego, że pozwany, który w pierwszej instancji przegrał, w apelacji odniósł sukces. (Sprawa przed SOKiK miała sygnaturę XVII Amc 2640/12, ale nie szukajcie jej, bo — dlaczego? — nie znajdziecie.)
Czy to oznacza, że raptem coś się zmieniło jeśli chodzi o orzecznictwo SOKiK? Spieszę wyprowadzić P.T. Czytelników z mylnego przekonania, że oto odtąd hulaj dusza, piekła nie ma… Prawo nadal jest prawem, ochrona konsumentów nadal służyć ma ochronie praw słabszej strony obrotu gospodarczego (nadal zbieram się do napisania felietonu zawierającego ogólne moje przemyślenia na ten temat) — i nic nie wskazuje, by apelacja zamierzała odkręcać to wszystko, co w pierwszej instancji nawywijali ;-)