Na marginesie świeżutkiego pomysłu wydawców prasowych, którzy wpadli na pomysł doregulowania tego, o czym zapomniało prawo autorskie — mam na myśli regulamin korzystania z artykułów prasowych, który za podpuszczeniem Izby Wydawców Prasy wprowadziła pewna liczba wydawców prasowych — oprócz łyżki dziegciu, którą zafundowałem parę dni temu, czas na argument nieco poważniejszy.
Mam na myśli postanowienia regulaminu, w myśl którego prawo cytatu ma się ograniczać do urywków w postaci „11 słów” lub „5% artykułu”, etc. — co ma zdaniem kartelu wykluczać m.in. możliwość objęcia cytowaniem całego tekstu.
Sęk w tym, że tematem zajmował się, całe 10 lat temu, Sąd Najwyższy, który w wyroku z 23 listopada 2004 r. (sygn. akt I CK 232/04) wyraźnie powiedział, iż:
Przytoczenie cudzego utworu nawet w całości jest dozwolone, jeżeli następuje w celu określonym w art. 29 ust. 1 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych, przy czym przytaczany utwór musi pozostawać w takiej proporcji do wkładu twórczości własnej, aby nie było wątpliwości co do tego, że powstało własne dzieło.
Cytując słowa klasyka: panowie, nie idźcie tą drogą. Wiedzie ona na manowce, a powrót z niej bywa trudny. Zagraj to (art. 29 ust. 1 prawa autorskiego) jeszcze raz, Sam:
Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości.
W całości: czyli nie „11 słów” ani „5% artykułu”.