Ponieważ nie każdy czyta komentarze pod starszymi tekstami, a temat wezwań Lex Superior najwyraźniej zaciekawił P.T. Czytelników Lege Artis — pozwalam sobie jeszcze raz podzielić się moją opinią, którą wyłuszczyłem już pod poprzednim tekstem.
Otóż „Dziennik Internautów” publikuje dziś kolejne ciekawe informacje o wezwaniach wysyłanych przez gdańską spółkę Lex Superior sp. z o.o. (podpisującą się jako Kancelaria Prawa Własności Intelektualnej Lex Superior sp. z o.o.) — dotyczących naruszenia autorskich praw majątkowych. W przesłanym do redakcji DI oświadczeniu czytamy m.in, iż (całość w „Dzienniku Internautów”):
Na podstawie zawartych umów przenoszących prawa autorskie, kancelaria Lex Superior sp. z o.o. nabyła wyłączne prawa majątkowe do eksploatacji szeregu utworów audiowizualnych w sieci BitTorrent. Przy użyciu dedykowanego oprogramowania, kancelaria zabezpieczyła dowody procederu masowego łamania praw autorskich, polegającego na bezprawnym rozpowszechnianiu chronionych utworów w sieci BitTorrent.
To ciekawe stanowisko, które jednak chyba może obrócić się przeciwko dochodzącej naruszonych praw spółce, przy czym nie chodzi już nawet o charakter utworów, których dotyczą roszczenia.
Sęk w tym, że o ile dobrze rozumiem istotę BitTorrent (nie korzystam, więc pewności nie mam, a opinie internautów są jak zwykle podzielone): jeśli pobieram plik, to rozpowszechniam plik (ponoć można to zablokować, ale to akurat nieistotne w tym momencie). Zmierzam do tego, że jeśli faktycznie Lex Superior ma prawa do rozpowszechniania pewnych utworów w sieci BitTorrent (a pewności nie mam, bo raz pisali „posiadacz praw autorskich nabytych”, a raz o „licencji wyłącznej” — w obecnym oświadczeniu mowa jest znów o „umowach przenoszących prawa autorskie”…) i zdecydowała się na ich rozpowszechnianie w BitTorrent — odpłatnie, nieodpłatnie — to musiała się godzić z tym, że osoba pobierająca taki plik będzie go równocześnie dalej udostępniała. Czynienie zatem obecnie z tego zarzutu, przy równoczesnym założeniu, że ową rzekomo bezprawne działanie da się wykazać przy użyciu jakiegoś „narzędzia informatyki śledczej” (polecam bardzo trafny komentarz P.T. Czytelnika) — czyżby pliki były po prostu opatrywane jakimś szpiegowskim znaczkiem? — staje się po prostu ryzykowne.
A na gruncie ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych przypominam, że zgodnie z art. 23(1) pkt 1 pr.aut. nie wymaga zezwolenia twórcy przejściowe lub incydentalne zwielokrotnienie utworu, jeśli stanowi integralną i podstawową część procesu technologicznego — który wybrał sam uprawniony, dodajmy — jeśli ma na celu wyłącznie zgodne z prawem korzystanie z utworu (to jedna z form dozwolonego użytku).
Ja bym powiedział, że jeśli zatem kancelaria Lex Superior zdecydowała się na rozpowszechnianie jakichś filmików — do których prawa ma mieć na podstawie jakiejś umowy — w sieci BitTorrent, to nie może teraz czynić zarzutów z tego, że korzystanie z tej technologii wiąże się z ryzykiem dodatkowego rozsiewania plików przez użytkowników. Nawet jeśli owe zasoby były płatne, a użytkownicy opłat owych nie wnosili (bo to jest zupełnie inny temat, niezwiązany z inkryminowanym rozpowszechnianiem utworów).
PS Tytuł nieco od czapy, ale od czapy jest chyba cała akcja Lex Superior sp. z o.o. — a w dodatku mi się podoba.