Z ciekawych tematów sprzed paru dni: polecam ciekawy tekst w „Dzienniku Internautów” poświęcony mylnie wygenerowanemu postanowieniu wydanemu przez e-Sąd (niezadowolonym wyjaśniam dlaczego linkuję do DI, nie do serwisu Wyborcza.pl, gdzie pojawił się tekst będący kanwą dla tego, co napisał Marcin Maj — otóż nie dość, że Wyborcza.pl chowa się za rogatkami, to jeszcze w DI jest ciekawszy komentarz).
Przypomnijmy, że rzecz dotyczy czegoś co można nazwać GENERATOR ORZECZEŃ SĄDOWYCH, a ściśle: elektronicznego postępowania upominawczego (czyli e-sądu), w ramach którego wydano pewne orzeczenie, które okazało się później wadliwe. W uzasadnieniu orzeczenia stwierdzającego ową wadliwość podano, iż podlega ono uchyleniu „jako mylnie wygenerowane przez system teleinformatyczny” (sic!).
Temat generowania orzeczeń sądowych przez e-sąd jest naprawdę ciekaw sam w sobie — mnie się od razu przypomina internet z siedzibą w Warszawie, które to zdarzenie miało miejsce w czasach, kiedy ludzie obsługiwali komputery (tak, moja teza jest taka, że dziś to komputery obsługują komputery) — natomiast Marcin Maj pośrednio (bo w śródtytule ;-) stawia ciekawą tezę: czy tak działający, tj. w oparciu o czynności generowane przez system teleinformatyczny, e-sąd jest jeszcze sądem w rozumieniu konstytucji, która w art. 45 gwarantuje każdemu prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd?!
Jasne, można być miłośnikiem e-postępowania — i w ogóle e-wszystkiego (i ja się do nich nie zaliczam, bo jestem jak ten Calvin Coolidge) — i nawet pamiętając, że długi trzeba płacić (i ja się do tych, którzy tak mówią zaliczam, nawet jeśli dotyka to tak przykrej instytucji jak fikcja doręczenia) — nie można zapominać, że podstawową funkcją wymiaru sprawiedliwości jest orzekanie, nie zaś generowanie orzeczeń. I nie chodzi mi nawet o bunt maszyn, o to, że autonomiczne auta nas celowo porozjeżdżają, żeby zawładnąć światem — chodzi o to, że tu potrzeba czegoś, co staromodnie nazywa się doświadczeniem życiowym, rozwagą (a nowomodnie: czynnikiem ludzkim). (Nb. to jest ta sama przyczyna, dla której mówię, że sędziami powinni zostawać najmądrzejsi, najbardziej doświadczeni — najstarsi — prawnicy, dla których byłoby to ukoronowaniem kariery; drobnicą mogą zajmować się niezawodowi sędziowie pokoju.)
Jeśli się natomiast okazuje, że w e-sądzie postanowienia są generowane przez system teleinformatyczny, to — przy całym szacunku dla P.T. Kolegów z Branży IT (do których mam wiele szacunku i z którymi zwykle się doskonale dogaduję… pewnie dlatego, że mimo całej niechęci do e-wszystkiego, ja przecież cały czas spod pingwinka do Was nadaję) — coś tu nie gra, skoro o treści orzeczeń ma decydować linijka kodu w jakimś Pythonie czy innym Logo ;-)
Inna sprawa, że jak mantrę powtarzam: stosowanie prawa nie polega na przyłożeniu stanu faktycznego do algorytmu, nawet jeśli w 101 podobnych sprawach treść wydanego orzeczenia brzmiała „ABCDE”, nie oznacza, że w 102 będzie „ABCED”. Więc komputery ludzi nie zastąpią…