20 kwietnia 2015 r., Michałowi Witkowskiemu do sztambucha
Poproszono mnie o podzielenie się zdaniem nt. wybryku pisarza-skandalisty Michała Witkowskiego, który przebrał się w czapeczkę z emblematem SS.
(Piszę „skandalista”, bo do dziś pamiętam, że Witkowski rzucił felietony dla „Polityki” — i przeniósł się do tygodnika „Wprost”– po tym jak w „Polityce” zjechali książkę Witkowskiego.)
Mniejsza z tym, książki nie czytałem, felietonów nie pamiętam, ale pamiętam, że mi się nie podobały. O wolności słowa — która oczywiście ma tu dużo do powiedzenia — akurat dziś pisać mi się nie chce.
Natomiast pisarzowi Witkowskiemu, który ponoć ma się tłumaczyć w ten sposób, że nie wiedział, że hitlerowska symbolika SS może kogoś urazić (to durne tłumaczenie: oczywiście, że może, nawet dyskusja o wolności słowa nie oznacza metody strusiej głowy zagrzebanej głęboko w piasku — pytać co najwyżej można czy ryzyko owej urazy wyżej cenić należy nad swobodę ekspresji) polecam na uwadze los jednego z ulubionych przybocznych Adolfa Hitlera — czyli Ernsta Röhma.
W dużym skrócie: Ernst Röhm to jedna z bardziej dziś przemilczanych postaci wczesnej fazy narodowego socjalizmu, czołowy działacz NSDAP, przedstawiciel lewicowego nurtu w partii nazistowskiej, twórca i dowódca SA, czyli oddziałów szturmowych NSDAP — właśnie „brunatnych koszul”, które w pierwszej fazie hitleryzmu stanowiły fundament siły przyszłego Wodza. A przy okazji zdeklarowany homoseksualista, który (raczej nie za swoje skłonności homoseksualne) został zamordowany w 1934 r. podczas zorganizowanej właśnie przez bojówki SS nocy długich noży.
Rozpisałem się… a przecież właściwie chciałem tylko postawić pytanie jak w tytule: czy Michał Witkowski słyszał o naziście o nazwisku Ernst Röhm? Czy paradując w czapeczce z esesmańskim znaczkiem krył pod tą czapeczką jakąkolwiek refleksję, czy też po prosu chodziło o kolejną grandę i pokazówkę na jedynce gazet i plotkarskich serwisów (o proszę, nawet naTemat.pl zauważyło aferę, to już coś… ;-)
PS Dość zabawne, że Witkowski popełnił ów faux pas dokładnie na 2-3 dni przed 20 kwietnia — datą urodzin Wodza. Więc może naprawdę miś o bardzo malutkim rozumku nie mógł przewidzieć niczego ponad kontrowersje?