Tego nie można pominąć: jak obiecał, tak zrobił — Prezydent Rzeczypospolitej skierował do Sejmu RP projekt nowelizacji konstytucji, który dawałby możliwość wprowadzenia jednoosobowych okręgów wyborczych w wyborach do Izby Poselskiej.
Z samym projektem można zapoznać się tutaj, natomiast w ogólności sprowadza się on do odejścia od pięcioprzymiotnikowego modelu wyborów do izby niższej parlamentu — skreślenia „i proporcjonalne” w art. 96 ust. 2 Konstytucji RP.
Obecnie przepis ten brzmi następująco:
art. 96 ust. 2 Konstytucji RP:
Wybory do Sejmu są powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne oraz odbywają się w głosowaniu tajnym.
Natomiast prezydencki projekt zmian ustawy zasadniczej widzi go tak:
art. 96 ust. 2 Konstytucji RP wg projektu Prezydenta RP:
Wybory do Sejmu są powszechne, równe i bezpośrednie oraz odbywają się w głosowaniu tajnym.
Może od razu pocieszę niepocieszonych (albo pohamuję niepohamowanych): JOW w Konstytucji RP nie oznacza jeszcze JOW w ordynacji! To, że przymiotnik proporcjonalności zostałby usunięty z normy ustrojowej, nie oznacza, że to samo stałoby się z ordynacją wyborczą, która wymaga całkiem osobnej inicjatywy ustawodawczej, przegłosowania w obu izbach, podpisu prezydenta — i ewentualnego badania przez Trybunał Konstytucyjny. (Inna sprawa, że ciekawy byłby wątek zmiany ustrojowej i nie następującej za tym zmiany ordynacji — jak wówczas TK odniósłby się do niezgodności ordynacji zakładającej proporcjonalny podział mandatów z konstytucją, która o tym już milczy… W uzasadnieniu projektu mówi się, że po nowelizacji Konstytucji byłaby możliwość wprowadzenia systemu większościowego, ale i mieszanego — jak i zachowania proporcjonalnego „w zmienionej formie” (do tego akurat nowela konstytucyjna chyba nie jest konieczna).
Stąd chyba jednak pomysł zarządzenia referendum, w którym wypadałoby odpowiedzieć 3 X TAK — bo już w tej sytuacji wynik może być wiążący (art. 125 ust. 3 Konstytucji RP; chociaż przyznam, że pojęcie „związania” też jest względne i długo można o tym pisać co to naprawdę oznacza…)
Tak czy inaczej zdaniem Pałacu rozstrzygnięcie w sprawie wyboru systemu wyborczego jest ma zasadnicze znaczenie dla funkcjonowania demokracji przedstawicielskiej. Mówi się także o programach wyborczych, które obejmują postulaty wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Izby Poselskiej, aczkolwiek istotne jest silniejsze związanie posłów z wyborcami — a także stabilność systemu politycznego państwa.
Nie da się ukryć, że — niezależnie od okoliczności politycznych pomysłu dopisania JOW do Konstytucji Rzplitej — projektowanej zmianie można wyłącznie przyklasnąć. Nawet jeśli ordynacja większościowa nie jest ideałem i nawet jeśli łatwo wskazać jej najistotniejsze wady — chodzi o to, by minusy nie przesłoniły nam plusów.
A do plusów zaliczyć należy oczywiście jasność i prostotę schematu: mandat parlamentarny obejmuje ten z kandydatów, który uzyskał najwięcej głosów (modelowo: przeszło połowę, co z jednej strony wymusza organizację drugiej tury; idealnie byłoby to połączyć z moim postulatem mandatu nieobsadzonego i głosu ważnego niewybierającego ;-)
Drugim plusem dodatnim jest oczywiście odrzucenie obecnej „proporcjonalnej” zasady liczenia głosów — która zwykle niewiele ma wspólnego z proporcjonalnością jak byśmy ją rozumieli na zdrowy rozum.
Proszę poczytać jakiego algorytmu wymaga metoda d’Hondta i jak ma się ona do metody St. Lague — ta jest proporcjonalna i tamta jest taka, jak chce tego obecny art. 96 ust. 2 ustawy zasadniczej — a skoro tak i tak jest dobrze, to chyba coś jest niedobrze, prawda?
Zatem ja się nie obrażam, prezydencki projekt oczywiście popieram, po UKIP-ie nie płakałem — a co będzie dalej, zobaczymy. Konstytucja to na szczęście nie pismo święte, można ją (czasem) zmieniać.