A teraz coś z nieco innej beczki: wszyscy wiemy, że publiczne nazwanie przestępcą jakiś osoby, która nie ma na karku prawomocnego wyroku, najlepiej skazującego za ciężką zbrodnię popełnioną w warunkach recydywy, to ryzyko naruszenia dóbr osobistych tejże osoby pomówionej. A jeśli napiszemy o tym publicznie, na przykład w gazecie, to odszkodowanie murowane…
…mało kto wie, że jest to jedna z legal legends, która — jak każda legenda miejska — wymaga lekkiego sprostowania, najlepiej z wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 14 stycznia 2014 r. (sygn. akt VI ACa 713/13) w ręku.
Sprawy miały się mianowicie: pewien człowiek po pijaku autem stuknął skuter i zabił dwie nastolatki, za co dostał 9 lat odsiadki (kwalifikacja to nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym). Po jakimś czasie w mediach napisali o nim per „pędząc samochodem po pijaku, zabił dwie nastolatki”, a także, że ze względu na stan zdrowia ów „drogowy morderca” został zwolniony z aresztu (przeszedł operację oczu), ale po zabiegu nie wrócił za kraty. Do tekstu dołożono zdjęcie sprawcy.
Opisany w ten sposób jegomość poczuł znaczny uszczerbek na dobrach osobistych, przeto skierował do sądu powództwo o ich ochronę. Sąd I instancji uwzględnił jego żądania i nakazał publikację przeprosin oraz zapłatę 11 tys. złotych zadośćuczynienia. Zdaniem sądu naruszenie dóbr osobistych w artykule było bezsporne, albowiem „powód został skazany za spowodowanie wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym tj. za przestępstwo z art. 177 kk którego głównym przedmiotem jest jednak bezpieczeństwo w komunikacji, zaś nie zaś za zabójstwo”, a przecież „dla ogółu społeczeństwa nazwanie danej osoby zabójcą jest równoznaczne z tym, iż osoba taka doprowadziła do celowego pozbawiania życia innej osoby. Społeczeństwo nie odróżnia bowiem kwestii nieumyślnego bądź umyślnego działania, gdyż takie wymaga posiadania stosownej wiedzy prawniczej, która jak powszechnie wiadomo nie jest zbyt wysoka w naszym społeczeństwie”.
Stąd też w ocenie sądu określenie „zabił” miało na celu wyłącznie wywołanie sensacji i stanowiło przejaw niedochowania szczególnej staranności dziennikarskiej — także przez to, że nie podano rzeczywistych przyczyn niepowrotu sprawcy do zakładu karnego.
Mało tego: dziennikarze nie próbowali się nawet skontaktować ze sprawcą wypadku w celu weryfikacji opisanych zdarzeń, co przecież stanowi o owej staranności dziennikarskiej. Naruszono także prawa do wizerunku powoda publikując jego fotografię — powód nie jest osobą publiczną, zatem umożliwienie identyfikacji jego tożsamości było dodatkową dolegliwością.
Od niekorzystnego wyroku apelację wniósł wydawca gazety — i sprawę wygrał. W uzasadnieniu wyroku czytamy, że owszem, może i doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda, ale naruszenie to nie miało charakteru bezprawnego (przypominam, że warunkiem odpowiedzialności z art. 24 kodeksu cywilnego jest właśnie bezprawność działania. Jednak — to dość istotne zdanie — w sprawie zabójcy drogowego nie jest tak prosto, albowiem:
W przypadku gdy do naruszenia dóbr osobistych doszło na skutek publikacji materiałów prasowych bezprawność zachowania pozwanego, a tym samym jego odpowiedzialność z tytułu naruszenia dóbr osobistych uchyla wykazanie przez niego, że przy zbieraniu i wykorzystywaniu materiałów prasowych działał w obronie społecznie uzasadnionego interesu oraz wypełnił obowiązek zachowania szczególnej staranności i rzetelności o której mowa w art. 12 ustawy prawo prasowe.
Stąd też w ocenie Sądu II instancji publiczne nazwanie przestępcą kogoś, kto rzeczywiście pozbawił życia dwie osoby — zabił je w wypadku samochodowym, który spowodował pod wpływem alkoholu — nie jest bezprawne, ponieważ pejoratywne określenia „morderca drogowy” i „bandyta drogowy” nie naruszały dóbr osobistych sprawcy, zarazem prawnicze rozdzielanie włosa na czworo w wyroku sądu okręgowego było bezcelowe:
Słowo „zabójca” jak i słowo „zabił”, wykorzystane w odniesieniu do powoda w artykule zostało użyte jedynie w znaczeniu potocznym, bliższym czytelnikom, zgodnie z którym słowo „zabić” odnosi się jedynie do samego faktu „gwałtownego pozbawienia kogoś życia”, „bycia przyczyną śmierci”, innymi słowy „zabić” w języku potocznym oznacza pozbawić kogoś życia w sposób gwałtowny, zadać komuś śmierć bez określania umyślności bądź nieumyślności takiego działania.
Słowem: potocznie — a prasa pisze potocznie — „zabić” to „zabić”, czyli po prostu pozbawić kogoś życia, niezależnie od tego jakie przyświecały mu intencje. Sprawca jechał na bani autem, spowodował wypadek, dwie nastolatki zginęły wskutek jego działania, dostał 9 lat odsiadki, zatem informacje były prawdziwe, przeto:
Treść wypowiedzi stanowiących źródło naruszenia dóbr osobistych powinna być badana w świetle ogólnie obowiązujących reguł znaczeniowych języka, przy założeniu przeciętnej kompetencji językowej odbiorcy danego komunikatu, który nie jest prawnikiem.
(gromkie brawa dla sądu!)
Zwrócono uwagę, że trudno także było wymagać od dziennikarzy kontaktu z powodem, skoro pewne utrudnienia miała nawet policja — przecież nie bez kozery wydano nakaz doprowadzenia do więzienia, zatem w jaki sposób mieli informacje weryfikować przedstawiciele mediów?!
Co więcej w uzasadnieniu znajdujemy istotne rozważania odnoszące się do obrony uzasadnionego społecznie interesu, który może nawet usprawiedliwiać ostre w formie i treści teksty prasowe. Sąd zwrócił bowiem uwagę, iż działanie dziennikarzy mieściło się w tym zakresie, albowiem:
Rolą prasy jest bowiem monitorowanie i piętnowanie negatywnych zjawisk społecznych, a takim niewątpliwie jest uchylanie się przez skazanego od odbycia orzeczonej kary pozbawienia wolności, ocenianej także w kontekście czynu za który został on skazany – jazdy pod wpływem alkoholu skutkiem czego było spowodowanie wypadku i w konsekwencji śmierci dwóch ofiar. Zdaniem Sądu Apelacyjnego przedmiotowy artykuł pośrednio wpisuje się w zaangażowaną publicystykę, oceniając krytycznie, piętnując „pijanych kierowców”, których zachowanie samo w sobie jest niedopuszczalne i winno być oceniane negatywnie.
Stąd też mocno krytyczny artykuł mieścił się w granicach dozwolonej krytyki spowodowanej troską o poczucie nieuchronności kary za popełnione przestępstwo i akcentowania potrzeby nieuchronności kary.
Co do natomiast publikacji wizerunku sąd zwrócił uwagę, że w sytuacji kiedy mowa jest o przestępcy, który nie wrócił do zakładu karnego, zaś wcześniej sąd nakazał podanie treści wyroku do publicznej wiadomości (które to działanie właściwie obejmuje dane osobowe sprawcy, nie jego fotografię), to jednak opisywane okoliczności, zwłaszcza wydanie nakazu doprowadzenia powoda do ZK uzasadniały i takie działanie.
Stąd też roszczenia pirata drogowego zostały w całości oddalone, zaś dla nas morał jest taki, że nie zawsze diabeł taki straszny jak go malują — pod warunkiem, żeby pisać prawdę i tylko prawdę, która może być opisana ostro i bez ogródek, ale zawsze musi być w tym jakiś cel.