W nowym jeszcze lepszym cyklu Czytamy z Czasopismem Lege Artis ;-) czas na recenzję doskonałej książki o jednej z najczarniejszych postaci w historii ludzkości, którą właśnie ukończyłem (zajęło mi to ładny kawałek czasu, bo to kawał literatury jest — chociaż na Kindlu tego od razu nie widać…).
Ta książka to „Hitler. Narodziny zła 1889-1939” autorstwa Volkera Ullricha.
Najsamprzód ważne wyjaśnienie naprostowujące: na oko 99% czytanych przeze mnie książek to historia, biografie i reportaż (nawet mam na własny użytek takie powiedzonko, że ciekawa biografia ciekawej osoby może być bardziej interesująca niż dorobek tejże), zatem biografia niewątpliwie doniosłej historycznie osoby jaką był Adolf Hitler idealnie wpasowała się mój model konsumpcji kontentu. Stąd też pewnie mój brak obiektywizmu: na przykład kryminał uważam za fajny jeśli udało się go dobrze zekranizować, bo to dwie godzinki zabawy i z głowy, a w dodatku po Chandlerze i Flemingu tak nie napisano niczego wartego uwagi ;-)
Wracając do „Narodzin zła”: jak sam tytuł wskazuje biografia Führera obejmuje pierwsze pięć dekad jego życia, czyli od narodzin w Braunau (w dość niejasnych okolicznościach rodzinnych), poprzez lata młodości w Wiedniu (gdzie aspirującego malarza spotkał despekt odmowy przyjęcia na akademię plastyczną — kto wie jak potoczyłyby się losy świata gdyby profesura wiedeńska znalazła w sobie dobrą myśl o twórczości Hitlera), poprzez czasy wojenne (gefrajter Hitler nie wykazał się podczas niej niczym szczególnym), aż do powojennego zachłyśnięcia się zboczonym nacjonalizmem i antysemityzmem, które doprowadziły wodza NSDAP do urzędu kanclerskiego. I tak — poprzez anszlus Austrii, Sudety i Czechosłowację — aż do 50 urodzin, które przypadły na kilkanaście tygodni przed atakiem na Polskę.
Nie będę się rozwodził nad warsztatem Ullricha (nie jestem literaturoznawcą), trudno mi też podjąć polemikę z warstwą historyczną dzieła — dość rzec, że rzecz jest doskonale udokumentowana (w książce znajduje się prawie 4000 przypisów! — aczkolwiek mimo wszystko nie da się tak zgubić w szczególarstwie jak u Suworowa) — natomiast niewątpliwie lektura „Hitler. Narodziny zła” daje dużo do myślenia jeśli chodzi o poznanie mechanizmów, które pozwoliły temu populiście i demagogowi objąć władzę w Niemczech. No po prostu jak widzę niektóre dzisiejsze tricki i zagrania to pierwsze skojarzenie: to już było, a wymyślił to Hitler.
Plus liczne smaczki, choćby te dotyczące życia osobistego (duże kompleksy często dużo tłumaczą), nieznana mi wcześniej informacja, że obywatelstwo niemieckie Hitler uzyskał dopiero w 1932 r. (austriackie utracił 7 lat wcześniej), etc. Dla wielu czytelników nowością lub ciekawostką może być to, że Hitler nie jadał mięsa i nie pijał alkoholu, żywo interesował się architekturą i sztuką (chociaż nie sobie współczesną, którą uważał za przejaw dekadencji), bardzo lubił psy (hmm a mówią, że jak ktoś lubi psy, to nie może być zły…).
Książkę „Hitler. Narodziny zła 1889-1939” ze szczerego serca polecam każdemu miłośnikowi dobrej historycznej literatury — i nie tylko…
…i nie tylko tę książkę, bo po prostu warto czasem coś przeczytać :)