No i proszę, znów miałem rację: w sygnalizowanej przeze mnie sprawie przed TK dotyczącej (nie)dopuszczalności zaskarżenia unieważnienia matury wydano wyrok dokładnie taki, jak mówiłem: przepis ustawy o systemie oświaty, który wyłącza skargę do sądu administracyjnego na decyzję o unieważnieniu egzaminu maturalnego z powodu ściągania uznano za zgodny z konstytucją (wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 czerwca 2015 r., SK 29/13). Wzorcem kontroli był art. 45 Konstytucji RP, czyli stare, dobre, poczciwe prawo do sądu…
(Mój besserwisserski nastrój bierze się z tego, że trzy tygodnie temu napisałem, że w innych podobnych orzeczeniach dotyczących wyłączenia możliwości odwołania się od jakiegoś rozstrzygnięcia TK orzeka bez wyraźnego schematu — co oznacza, że sama w sobie możliwość odwołania się od jakiejś niekorzystnej decyzji nie jest oceniana jako wartość sama w sobie…)
art. 45 ust. 1 Konstytucji RP:
Każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd.
Przypomnę, że sprawa dotyczyła unieważnienia matury po stwierdzeniu przez komisję podobieństwa prac pisemnych kilku maturzystów piszących razem maturę. Nikt ich na ściąganiu nie złapał, jednak wydano taką decyzję — a od decyzji nie można się odwołać — wprost zakazuje tego ustawa o systemie oświaty.
art. 9c ust. 2a ustawy o systemie oświaty:
Wyniki sprawdzianu i egzaminów, o których mowa w art. 9 ust. 1, oraz egzaminów eksternistycznych, o których mowa w art. 10 ust. 1 i 3, są ostateczne i nie służy na nie skarga do sądu administracyjnego.
W podjęciu takiego rozstrzygnięcia Trybunałowi pomogło rozróżnienie pojęć „wynik egzaminu” i „ocena samodzielności pracy”. To pierwsze oznacza merytoryczną ocenę wyniku egzaminu, która nie jest „sprawą” w rozumieniu art. 45 ust. 1 ustawy zasadniczej (prawo do rozstrzygnięcia sprawy przez sąd). Równocześnie podkreślono, iż
Procedura sądowa nie jest zdatna i nie jest adekwatna do weryfikacji prawidłowości unieważnienia pracy z powodu niesamodzielności rozwiązywania zadań stwierdzonej w toku sprawdzania prac, stanowiącej składnik wyniku egzaminu. Przyjęcie innego punktu widzenia prowadziłaby do stanu, w którym sąd stanąłby przed koniecznością dokonania oceny rozstrzygnięcia egzaminatora co do niesamodzielności rozwiązania arkusza. Działanie takie nie mieści się w zakresie prawa do uzyskania „sprawiedliwego rozpatrzenia sprawy”, o jakim stanowi art. 45 ust. 1 konstytucji, z uwagi na uwarunkowania nakazujące odwołanie się do wiedzy biegłych dysponujących wiadomościami z danej gałęzi wiedzy.
A skoro tak, to ciężar rozstrzygnięcia sprawy mógłby spoczywać na biegłych sądowych, którzy nie są egzaminatorami, brak im zatem umiejętności prawidłowej oceny stanu wiedzy abiturienta…
Przyznam, że jest to chyba jeden z najdziwniejszych wyroków jakie Trybunał Konstytucyjny wydał w ostatnim czasie. Kompletnie nie rozumiem dlaczego na przykład odmówiono zdarzeniu miano „sprawy” w rozumieniu art. 45 ust. 1 Konstytucji RP oraz tak spostponowano umiejętności biegłych sądowych (!) — jakby na to nie patrzeć nawet w dość banalnych sprawach sądy lubią powoływać biegłych do oceny zagadnień, którymi składy mogłyby się same zająć (sam widywałem opinie biegłego, który przeliczał kwotę 203 złotych razy ileś tam miesięcy, opisywał to na 10 kartkach papieru i brał za sto ładnych złotych).
Zdaje się, że nie ja jeden jestem zdziwiony — do orzeczenia zgłoszono aż pięć (!) zdań odrębnych — 1/3 składu Trybunału uznała, że coś tu jest nie tak…