Dawno nic nie było o babolach w kontekście rejestracji w serwisach internetowych oraz błędach i wypaczeniach związanych z przetwarzaniem danych osobowych. A jest po temu dobra okazja, ponieważ po serii komentarzy, w których ktoś kto na pewno nie był stroną w procesie, w którym uniewinniono mnie od idiotycznego zarzutu wysyłania niezamówionych informacji handlowych powziąłem przekonanie, że dokumenty ze sprawy — w tym moje dane osobowe — przesiąkły do osób, które nie mają związku z aferką postanowiłem sprawdzić kto właściwie obecnie przetwarza różne moje dane osobowe…
Zajrzałem zatem na stronę internetową organizacji o nazwie Fundacja Rozwoju i Ochrony Komunikacji Elektronicznej (fundacja posługuje się skrótem FORCE, który o tyle jest mylący, że w rejestrze oczywiście nie ma po nim śladu — por. KRS 453562), jednak ze zdumieniem zauważyłem, że fundacja FORCE nie udostępnia cywilizowanego sposobu kontaktu na miarę XXI wieku.
Jest nieszczęsny formularz kontaktowy (którym z definicji nie wierzę, choćby dlatego, że nie mam kopii wysłanej wiadomości), no i adres dla poczty z trąbką (brr…).
Znaczy się: chcąc wystąpić do Fundacji Rozwoju i Ochrony Komunikacji Elektronicznej z wnioskiem o przekazanie mi informacji, do których jestem upoważniony na podstawie art. 32 ust. 1 UoODO muszę bądź wydać parę złotych na list, bądź też polegać na formularzu, z którego mogą być nici. Tyle w kontekście otwartości i przejrzystości ;-)
Natomiast ku mojemu zdumieniu zauważyłem, że można się zarejestrować w serwisie fundacji FORCE — korzystając, a jakże z odnośnika „rejestracja”. Wszystko fajnie pięknie, nie ma zakazu, ale gdzie u licha są informacje, które podmiot przetwarzający dane osobowe — zwłaszcza fundacja, która w celach statutowych ma m.in. edukację przedsiębiorców z zakresu komunikacji elektronicznej, przeciwdziałanie nieuczciwej konkurencji oraz wspieranie przedsiębiorców świadczących usługi drogą elektroniczną — ma obowiązek przekazać osobie, której dane są przetwarzane (art. 24 ust. 1 UoODO)?
art. 24 ust. 1 ustawy o ochronie danych osobowych:
W przypadku zbierania danych osobowych od osoby, której one dotyczą, administrator danych jest obowiązany poinformować tę osobę o:
1) adresie swojej siedziby i pełnej nazwie, a w przypadku gdy administratorem danych jest osoba fizyczna – o miejscu swojego zamieszkania oraz imieniu i nazwisku;
2) celu zbierania danych, a w szczególności o znanych mu w czasie udzielania informacji lub przewidywanych odbiorcach lub kategoriach odbiorców danych;
3) prawie dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania;
4) dobrowolności albo obowiązku podania danych, a jeżeli taki obowiązek istnieje, o jego podstawie prawnej.
Słowem: jeśli kogoś urzekła opowieść snuta przez fundację FORCE, to proszę bardzo — aczkolwiek zważywszy na fakt, że brak jest wyjaśnienia kto jest administratorem danych, jaki jest cel zbierania danych osobowych (tego w ogóle nie sposób wysnuć z serwisu fundacji!) oraz komu ewentualnie dane będą udostępniane oraz tej całej reszty, która brzmi może pierdołowato (ale jednak naruszenie obowiązków jest przestępstwem zagrożonym nawet karą pozbawienia wolności do roku, por. art. 54 UoODO) — czynicie to na własne ryzyko.
art. 54 ustawy o ochronie danych osobowych:
Kto administrując zbiorem danych nie dopełnia obowiązku poinformowania osoby, której dane dotyczą, o jej prawach lub przekazania tej osobie informacji umożliwiających korzystanie z praw przyznanych jej w niniejszej ustawie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
To naprawdę ciekawe, zwłaszcza w kontekście felietoniku opublikowanego przez TK na stronie fundacji („Czy stać cię na bycie nielegalnym?”), w którym czytamy, iż „sto tysięcy (a nawet kilka razy więcej) adresów „zharvestowane” (zebrane) ze stron www możemy kupić już poniżej 100 złotych. Do tego wysyłanie wiadomości przez system, którego administracja przymyka oko na spamerkę ok. 400 zł co daje łącznie 500 zł”.
No to nie ma jak pół-legalna baza zbudowana w ten sposób, że rzeczywiście podajemy swoje dane (w tym adres poczty elektronicznej) — ale tak naprawdę nie wiemy: komu? po co? i co dalej?
Dla wyjaśnienia: generalnie nie mam nic przeciwko organizacjom społecznym, niezależnie od tego czy zajmują się hodowlą kanarków wyścigowych, ściganiem upływającego czasu czy też umacnianiem wałów przeciwpowodziowych. Natomiast mierzi mnie działactwo polegające na pomawianiu niewinnego człowieka o czyn, którego się nie dopuścił. Nie przepadam także za organizacjami, które z prawem mają tyle wspólnego, że naruszają je (jak powyżej) lub próbują je stosować w sobie tylko właściwy sposób (tyczy się to zarówno kompletnej lewizny jak Stowarzyszenie na Rzecz Ochrony Praw Konsumentów aka Organizacja Konsumencka Kompedium, jak i chwostów w rodzaju Authalia).
Stąd też promocja: Firma Prawnicza Lege Artis oferuje 50% rabatu na usługi prawne dla każdego przedsiębiorcy lub innej organizacji, która ma jakiekolwiek sytuacje z fundacją FORCE. Zostaliście pomówieni o wysyłanie spamu? Zarzuca się wam nieprawidłowości w zbieraniu danych do mailingów? Chętnie pomogę :-) Promocja trwa do 31 grudnia 2015 r. jednak może być przedłużona.