Pisałem gdzieś tu chyba kiedyś, że w dwóch posiadanych rowerach mam trzy hamulce — i jedną tylko przerzutkę. Ta przerzutka to SRAM X-9 w wersji 9-biegowej, z krótkim wózkiem; krótki wózek wystarcza, bo skoro z przodu przerzutki nie ma (pojedynczy blat 32T), to nie ma problemu obsłużenia jakichś dziwnych rozpiętości przełożeń.

Przerzutka założona jest do roweru On-One Inbred 29er… — i to by przecież właściwie było tyle o przerzutce, bo przecież dzisiejsza kartka wydarta z notatnika testera rzeczy przechodzonych poświęcona jest właśnie subiektywnemu testowi mojego sprzętu do terenowego trekkingu.
I od razu winien jestem P.T. Czytelnikom słówko wyjaśnienia: dzielę się opiniami o rowerze On-One Inbred w wersji z dużym kołem, ale tak naprawdę za kształt tego roweru nie do końca odpowiada jego producent. Rzeczywistość bowiem jest taka, że od On-One kupiłem samą ramę (i parę komponentów), ale co do zasady jest to własnoręcznie złożony składak — widelec Salsa CroMoto, koła z rozbiórki jakiegoś Cube, opony Continental X-King (2,4″ na przedzie, 2,2″ z tyłu), korba to zwykły SLX z 2012 r. ale z pojedynczą tarczą, etc. etc. Nie oznacza to, że producent zostawia wszystkich klientów na lodzie (DIY or die). Inbreda zwykle można kupić także jako złożony rower, chociaż na tę chwilę dostępny jest wyłącznie w wersji z kołem 26″.

Przechodząc do rzeczy: sprzęt został złożony późnym latem 2012 r. i od tego czasu przemierzyłem nim 3300 kilometrów poprzez podwrocławskie łąki, lasy i pastwiska. Wyszło na to, że Inbred jest doskonałą — dla mnie, potrzeby i oczekiwania mam o tyle zdefiniowane, że i w tym przypadku chodziło mi o prostotę — maszyną do niespiesznego pożerania kilometrów podczas weekendowych eskapad.
Decydując się na takie rozwiązanie miałem na uwadze dwa podstawowe paradygmaty:
- rower musi być wygodny — stąd decyzja o ramie ze stali, która w kwestii tłumienia wstrząsów jest lepszym rozwiązaniem niż aluminium (zaś nad włóknami węglowymi ma przewagę w cenie i trwałości);
- rower musi być prosty — toteż właśnie rezygnacja z amortyzatora oraz zastosowanie wyłącznie jednej przerzutki (nadal chodzi mi głowie myśl, że jak zużyje się kaseta lub przerzutka, być może zrobię z niego tringla).
Kompromisem jest oczywiście zastosowanie sztywnego widelca, ale przecież: waży mniej niż najlżejszy FOX kosztując ułamek jego ceny, jest praktycznie bezobsługowy, a dzięki tłustej przedniej oponie (2,4″) podstawowy poziom amortyzacji mam zapewniony.

Tak skonfigurowany On-One Inbred 29er jest naprawdę doskonałą maszyną do przemierzania dziesiątków kilometrów w terenie. Jest to o tyle przyjemniejsze, że rama ze stali 4130 naprawdę nieźle wychwytuje większość najbardziej uciążliwych wertepków, natomiast klasyczne kąty główki (71 st.) i rury podsiodłowej (73 st.) — jak w rowerze ściganckim, które dla mnie są nadal niedościgłym wzorem — pozwalają na całkiem niezłe przypierniczenie. (Co ciekawe rama przy swojej przełajowej geometrii ma mocowanie ISCG05 oraz możliwość przypięcia bagażnika… czyli jest to naprawdę wszechstronny sprzęt.)
Reasumując: jeśli masz już dość blichtru nowoczesności, nie uważasz, żeby tylko naj-naj rozwiązania były naj-naj — pamiętaj o paru prostych jak stalowy drut i starych jak technika wytapiania stali założeniach. Że każdy rower ma być do jeżdżenia, a nie do podziwiania. Że każdy rower jest właściwie tyle wart, ile warta jest jego rama (nie mam na myśli ujęcia wyłącznie ekonomicznego, ale w sumie też). Że proste rozwiązania są najlepsze, ponieważ… są proste.

I to by było właściwie na tyle w tym tekście będącym, umówmy się, przyczynkiem do miłego popisania sobie z P.T. Czytelnikami o rowerach.