Pisałem jakiś czas temu o tym, że rzadko zdarza się by organy poważnie podchodziły do wykroczenia polegającego na rozsyłaniu spamu — tj. art. 24 ust. 1 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, który sankcjonuje przesyłanie niezamówionych informacji handlowych (a więc naruszenie art. 10 ust. 1 UoŚUDE). Czyli że wyrok za spam to coś prawie nieistniejącego w obiegu.
No to dziś będzie o tym, że czasem policja podchodzi do sprawy niby-poważnie, ale właściwie to nawet biorąc się za zwalczanie e-wykroczenia potrafi strzelić takiego samego babola. Na podstawie wyroku Sądu Rejonowego w Raciborzu z 26 maja 2015 r. (sygn. akt II W 955/14), w którym… uniewinniono… mnie samego od zarzutu wykroczenia z art. 24 ust. 1 UoŚUDE.
Przecierasz, P.T. Czytelniku, oczy ze zdumienia? Ja też…
Sprawy miały się następująco: pewien obywatel, dysponent domeny o dość niestandardowym wyróżniku (ale nie dupa-kropka-peel…) poskarżył się, że dostał od Money.pl sp. z o.o. jakieś niezachciane reklamy. Sprawę prowadziła policyja z Raciborza, zatem celem słuchania kogoś tam trafiła na komendę właściwą ze względu na siedzibę przedsiębiorstwa. Przyszło wezwanie: ktoś ma się stawić za spółkę, wyjaśnić temat; idzie prawnik, w dodatku prokurent. Wyjaśniam co i jak (usługobiorca się zarejestrował w portalu, czasem ludzie o tym zapominają, w dodatku konstrukcja adresu email wskazuje, że to lekka podpucha — zostawiłem to co przed małpą, sami zobaczcie: „brak”); pani policjantka jest nawet ubawiona — nie dość, że nie wiedziała, że wysyłanie spamu jest wykroczeniem, to cała sprawa wydaje się jej niezłą pomyłką. Papiery wracają do Raciborza…
…mija ileś tam tygodni czy nawet miesięcy, z Raciborza przychodzi nakaz wydany w postępowaniu o wykroczenia: mam zapłacić 500 złotych grzywny za to, że wysłałem spam na adres typu fejk! Otóż policja z Raciborza — dzięki przyjętemu (dość niestandardowemu) tokowi rozumowania — przyjęła konstrukcję następującą:
- nieważne, że człowiek się wypowiadał do protokołu tylko jako przedstawiciel portalu internetowego — liczy się, że mamy nazwisko;
- skoro człowiek coś wie o sprawie i stara się ją wytłumaczyć — na pewno jest winny (wszakże tylko winni się tłumaczą);
- oczywiście ściganiu niewinnego nigdy nie stoi na przeszkodzie także to, że okoliczności przeczą zarzutom (po prostu wszystko wskazuje na to, że nikt nawet moich zeznań nie przeczytał, bo jakby przeczytał, to by się w głowę popukał).
Na szczęście od nakazu można się jeszcze odwoływać, więc w połowie kwietnia miałem przyjemność odwiedzić ładne miasto Racibórz (i jego zacny sąd), aby przedstawić moje racje bezpośrednio na rozprawie.
Co tam się działo!! Pokrzywdzony będący równocześnie oskarżycielem posiłkowym wznosił się na wyżyny (mnie się podobał passus mniej-więcej taki: że zna moje piśmiennictwo i w sumie docenia, ale „ktoś musi za to odpowiedzieć”…), rozprawa ciągnęła się w nieskończoność (czuję, że wykroczeniówki rzadko przyjmują postać jak z amerykańskich filmów sensacyjnych), momentami się nawet poplątałem (inna sprawa, że poszły wątki kompletnie niezwiązane z zarzutami!)… Na szczęście się udało: zostałem uniewinniony od zarzutu czynu, którego nie popełniłem, którego nikt nie popełnił — a wszystko co hipotetycznie możliwe, to przykre konsekwencje posługiwania się domeną, która może funkcjonować w obiegu na podobnych zasadach jak przysłowiowa dupa-małpa-dupa-kropka-peel… (czyli możliwe, że skoro cieszysz się bzdur-adresem, to dostajesz mnóstwo bzdur…).
Zatem dziś mogę odważnie stanąć przed P.T. Czytelnikami i dumnie powiedzieć: tak, oskarżano mnie, niewinnego, o wykroczenie, którego nie popełniłem, ale oto jest wyrok za spam (nieprawomocny) — uniewinniający. Jestem czysty jak łza, spamu nie wysyłałem i Money.pl też go nie wysyła.
PS smaczku sprawie dodają dodatkowe okoliczności: pokrzywdzony jest raciborskim radnym z partii być może już wkrótce rządzącej, zaś w sprawę wcześniej angażował się rzecznik konsumentów. Nawet nie chcę myśleć, że policji dlatego łatwiej było wysłać wyssany z palca wniosek o ukaranie… Jednak po uprawomocnieniu się wyroku uniewinniającego pomyślę co z tym dalej zrobić (z policją, nie z partią, na którą w życiu nie oddam głosu — nawet nie dlatego, że jej parlamentarzyści nie mają imion…)