Niecały miesiąc temu wałkowaliśmy tu temat zapowiedzianego przez EU-regulatora zniesienia opłat roamingowych (często błędnie mówi się o „likwidacji roamingu”) — mnie zaś przy okazji wypadu do Görlitz naszło parę dodatkowych refleksji, częściowo sygnalizowanych już w komentarzach.
Pierwsza sprawa to oczywiście imponderabilia: skoro unijni urzędnicy mają możliwość (?) nakazania pewnej kategorii przedsiębiorców rezygnację z pobierania jakiegoś rodzaju opłat, dlaczego ograniczają się tylko do opłat roamingowych?! Gdzie interwencja jeśli chodzi o rynek cyfrowy, dlaczego niektórzy e-usługodawcy nadal blokują dostęp do swoich usług e-usługobiorcom z innych państw (klasyczny przykład to e-sklepy, z których nie można skorzystać jeśli masz „złego IP-ka”)? A podróże? Dlaczego bilety kolejowe kosztują więcej w ruchu zagranicznym?
Po prostu nie umiem oprzeć się wrażeniu, że górę bierze tu szał mobilności — więc biurokraci po prostu chcą się podlizać konsumentom.
Drugi wątek można skrótowo nazwać „zniesienie opłat roamingowych a wolność gospodarowania„. Rozumiem, że dziś to pojęcie jest tylko nieco wyżej pozycjonowane niż kapitalizm, jednak problem jest naprawdę poważny: z jakiej paki jakiś urzędnik może nakazywać sprzedaż usług za cenę, którą wskaże ów urzędnik? Wiem, że w katalogu dóbr, które socjały-opiekuńce nie chcą puścić na rynek są przysłowiowe chleb, mleko, lekarstwa, prąd i coś tam jeszcze — ale dlaczego mobilny telefon i internet też mają być dobrem objętym tego samego rodzaju priorytetem? Co ciekawe — wyłącznie w ruchu międzynarodowym (europejskim) — bo przecież żaden urząd nie zatwierdza cenników usług telekomunikacyjnych krajowych.
Znaczy się: tydzień po zniesieniu opłat roamingowych operatorzy mogą jak jeden mąż wprowadzić pięciokrotne podwyżki abonamentów oraz poszczególnych usług — i co, regulator zacznie się wówczas tym interesować?
Kolejna sprawa to rzecz jasna nieszczęsne rozliczenia międzyoperatorskie, które EU-regulator raczył chyba dostrzec (wnioskuję po przekazach prasowych sprzed miesiąca poświęconych likwidacji opłat roamingowych). Operatorzy komórkowi naprawdę płacą sobie jakieś tam pieniądze za to, że ich abonenci korzystają z telefonów poza macierzystą siecią — czyli korzystanie przeze mnie z telefonu w roamingu generuje realny koszt dla mojego operatora.
Oczywiście można im teraz powiedzieć, że z brakiem wpływów od użytkowników trzeba sobie jakoś poradzić; najprościej: róbcie jak dotąd i nie marudźcie. Ale coś mi mówi, że może znaleźć się parę firm, które skorzystają z pretekstu i przestaną wysyłać pieniądze do swoich zagranicznych partnerów — pal licho jeśli skończy się to procesami, gorzej, jeśli odcięciem części telefonów od sieci… Regulator zapowiedział interwencję i w tej kwestii — czyli operatorzy będą mieli przystawione do głowy dwa pistolety — my już wam powiemy jak jest dobrze…
Niby powinienem się cieszyć, bo przecież jak każdy zdrowo myślący człowiek nie lubię przepłacać — co nie oznacza, że nie uważam, że porządne rzeczy (lub usługi) nie mogą porządnie kosztować — jednak w przypadku takiego uszczęśliwiania przez EU-biurokrację nadal nie potrafię wyzbyć się mojego sceptycyzmu…