Zwrócił mi uwagę jeden z P.T. Czytelników czasopisma Lege Artis na projekt doktryny bezpieczeństwa informacyjnego opracowany przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego.
W sumie nic ciekawego; truizmem byłoby powiedzieć, że informacja oznacza władzę, zatem manipulując informacją można wpływać na społeczeństwo (i jego bezpieczeństwo).
Pomijając jednak samą w sobie doktrynę (mi dokument raczej kojarzy się z konspektem), jako ciekawostkę można chyba potraktować odnotowanie zjawiska trollingu internetowego — i to w kontekście bezpieczeństwa państwa.
Najpierw jest definicja trollingu, autor doktryny bezpieczeństwa informacyjnego widzi to zjawisko jako (nb. autor dokumentu właściwie przepisał za Wikipedią):
Trollowanie (trolling) – antyspołeczne zachowanie charakterystyczne dla internetowych grup, forów dyskusyjnych, czatów i sieci społecznościowych, polegające na zamierzonym wpływaniu na innych użytkowników w celu ich ośmieszenia lub obrażenia poprzez wysyłanie napastliwych, kontrowersyjnych, często nieprawdziwych przekazów.
(Hasło to jest też w (mini)słowniku BBN).
Dalej trolling jest traktowany przez Biuro Bezpieczeństwa jako jedno z zagrożeń informacyjnych pochodzących z cyberprzestrzeni (razem z dezinformacją i wrogą propagandą); chyba że…
…no właśnie, chyba że taki troll działa na rzecz sektora obywatelskiego — mnie się od razu skojarzyło z jakimś cyber-resistance — ponieważ wówczas doznaje zaszczytu pasowania na „dobrego trolla”, a mianowicie:
Główne zadania sektora obywatelskiego:
samoorganizacja społeczeństwa obywatelskiego poprzez samokształcenie, podnoszenie świadomości o zagrożeniach i wspieranie obywatelskiego potencjału przeciwdziałania (np. tzw. „dobre trolle”)
Zdumieni? Ja troszkę. Jednak przypominam, że skoro trolle zagościły już nawet w orzecznictwie sądowym (por. wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie z 12 grudnia 2011 r., sygn. akt III C 202/09) — to dlaczego nie mogą w doktrynie bezpieczeństwa BBN?