Dziś w weekendowej rubryce Lege Artis — o tym jak to jest pojechać z psem w Góry Stołowe. A wszystko to dlatego, że cztery miesiące po wiosennej wycieczce wróciliśmy tam z młodą psinką, która musi poznawać świat.

Na początek garść formalności: Góry Stołowe są objęte obszarem parku narodowego, co mogłoby zwiastować kłopoty (por. Pies i park narodowy — ustawowego zakazu brak, ale najpierw przeczytaj regulamin), ale na szczęście obowiązujące regulacje nie są aż tak restrykcyjne i z czworonogiem można tam zawitać. Toteż nie ukrywam, że jestem tam częstym gościem: praktycznie staram się odwiedzić je przynajmniej raz w każdym roku. Od przeszło dekady — z psem (z roczną przerwą…).
Pod pewnymi względami pasmo Gór Stołowych jest dość podobne do Izerskich — szerokie, rozległe i płaskie, aż proszą się o zabranie psa. Różnice to przede wszystkim formacje skalne, których jest tu mnóstwo, a kształty potrafią zapierać dech w piersiach (piaskowiec czyni cuda). Druga sprawa (ważne dla psiarzy) to nieco mniej wody, niż w Izerach, chociaż zdarzają się i torfowiska (sprawdzić czy nie rezerwat czy jakiś inny obszar chroniony ;-)

Osobnym tematem jest Szczeliniec — dość ciekawy labirynt skalny, przez który poprowadzone są ścieżki. Wstęp na Szczeliniec jest biletowany (pies wchodzi za darmo)… i to jest chyba wszystko co potrafię o tym miejscu powiedzieć, ponieważ dawno się tak nie zestresowałem. (A powinienem być zachwycony, bo nie byłem tam od dobrych 13 lat.)
Nie polecam Szczelińca — z psem chyba w ogóle odradzam — z bardzo prostej przyczyny:
- przy lepszej pogodzie są tam wściekłe tłumy (ponoć lepiej wygląda to w listopadzie);
- w niektórych miejscach (wilgotne, kamienne schody) warunki są tak trudne, że psu grozi autentyczny upadek (wystarczy pomyśleć jaka jest baza łap u większego psa — i jak to się może przekładać na kąty zejścia i podejścia);
- lżejszego psa można pewnie jakoś asekurować — jednak blisko 30-kilogramowe stworzenie to większa amba;
- co gorsza te tłumy zachowują się w najlepszym stylu nowoczesnego społeczeństwa — cyk do selfaja zatrzymuje całą kolumnę na długie minuty, choćbyś stał w paskudnie stromym i śliskim miejscu.

W Góry Stołowe na pewno jeszcze wrócę — na pewno nie raz — natomiast na Szczelińcu zbyt prędko moja noga nie postanie. Ludzie mówią, że lepszym rozwiązaniem są Błędne Skały (na których nie byłem od dawien dawna) — jednak osobiście preferuję Adršpašskoteplické skály (gdzie pewnie za 2-3 tygodnie zawitamy, oczekujcie relacji).