A teraz gratka nie lada, bo na tapetę bierzemy wyrok wydany w sprawie o naruszenie dóbr osobistych wytoczonego Tomaszowi Terlikowskiemu przez Annę Grodzką (wyrok Sądu Apelacyjnego z 25 czerwca 2015 r., sygn. akt VI ACa 1460/14).
Sprawy miały się mniej-więcej następująco: powódka wystąpiła do sądu m.in. z żądaniem ochrony godności osobistej, czci, życia intymnego, dobrego imienia i tożsamości płciowej poprzez zakazanie pozwanemu używania wobec powódki słów określających ją rodzajem męskim oraz komentowania publicznie aspektów jej życia intymnego. Pozwany miał formułować takie opinie w czasie kampanii wyborczej w 2011 r. w portalu internetowym, na blogu i na Fejsbóku.
Sąd I instancji uwzględnił powództwo w części niemajątkowej, czyli zakazał Tomaszowi Terlikowskiemu komentowania życia prywatnego Anny Grodzkiej, a to dlatego, że określanie jej osoby rodzajem męskim lub nijakim, publiczne komentowanie aspektów narządów płciowych (!?) stanowiło bezprawne naruszenie dóbr osobistych. Publiczne roztrząsanie procesu zmiany płci — zarówno w aspekcie medycznym jak i prawnym — naruszyło poczucie wartości powódki oraz reputację w oczach innych osób wywołując dyskomfort i usprawiedliwione poczucie krzywdy. Działanie takie — wchodząc w zakres życia prywatnego wykraczało poza zakres dozwolonej publicznej krytyki. Nawet jeśli bowiem osoba publiczna ujawnia swój transseksualizm, to nie oznacza to, że z krytyką można wychodzić poza jej działalność publiczną. Dziennikarz ma prawo uczestniczyć w publicznej debacie poświęconej transseksualizmowi, ma też prawo mieć zdanie krytyczne — nie ma jednak prawa swoją krytyką dotykać sfery intymnej innych osób.
Od wyroku apelacje wniosły obie strony, jednak sąd II instancji je oddalił. Owszem, swoboda wypowiedzi stanowi jeden z fundamentów demokratycznego społeczeństwa, przy czym oczywiście (to kanoniczny cytat, ale być może należy serwować takie słowa przy każdej okazji?)
swoboda wypowiedzi nie może ograniczać się do informacji i poglądów, które są odbierane przychylnie albo postrzegane jako nieszkodliwe lub obojętne, lecz odnosi się w równym stopniu do takich, które obrażają, oburzają lub wprowadzają niepokój w państwie lub jakiejś grupie społeczeństwa.
a wynika z tego rzecz jasna m.in. zasada mniejszej ochrony osób publicznych (zwłaszcza) polityków, które muszą potrafić znosić więcej, nawet w przypadku dość brutalnych ataków werbalnych.
Stąd też, zdaniem sądu II instancji, fakt upublicznienia przez posłankę Annę Grodzką informacji o szczegółach z własnego życia prywatnego oraz zaangażowanie się w kwestie publiczne i polityczne związane ze społecznym odbiorem zmiany płci miały wpływ na wyznaczenie granic publicznej krytyki. Nie podzielono także poglądu co do prowadzenia debaty publicznej bez prawa personalnego odnoszenia się do powódki.
Sąd wskazał przy tym, że argumentem przeciwko dyskusji o zmianie płci nie może być okoliczność, że sprawa została potwierdzona orzeczeniem sądowym (a chodzi o wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie w dniu 9 grudnia 2009 r., sygn. akt III C 424/09, którym zmieniono płeć Anny Grodzkiej): po pierwsze wyroki odnoszą się wyłącznie do stron postępowania, a po drugie nie ma zakazu krytykowania nawet prawomocnych ustaleń sądowych.
Niemniej także w ocenie Sądu Apelacyjnego publiczne wypowiedzi Terlikowskiego naruszały godność powódki — rozumianej w polskim porządku prawnym jako płaszczyzna odniesienia dla systemu wartości konstytucyjnych i fundament porządku prawnego.
art. 30 Konstytucji RP
Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych.
Niezależnie zatem od tego czy dopuszczalne jest prowadzenie debaty o transpłciowości, czy w debacie tej można poruszać aspekty z życia prywatnego osób zaangażowanych w spór — prowadzenie tej debaty nie może naruszać godności człowieka rozumianej także jako dobra osobiste podlegające ochronie na zasadach art. 23 kc. Skoro zatem Tomasz Terlikowski określał osobę powódki w sposób powszechnie uznany za naruszający jej godność, a równocześnie „nie chce o niej pisać jako o panu G., aby nie „obrazić jej emocji” — to bez wątpienia można mówić o naruszeniu dóbr osobistych Anny Grodzkiej.
Pozbawienie końcówek osobowych imienia i nazwiska powódki odbierać należy jako celowy zabieg stylistyczny pozwanego zmierzający w istocie do odpersonalizowania powódki (w takim ujęciu nie jest bowiem ani kobietą, ani mężczyzną) i jej urzeczowienia. Brak rodzajnika i końcówek osobowych może być interpretowany jako wyrażenie i podkreślenie poglądu pozwanego, że powódka na skutek swoich działań sprowadzających się do manipulowania własną płcią, zatraciła tożsamość płciową, a w efekcie zatraciła tożsamość w ogóle.
W tym zakresie swoboda wypowiedzi Tomasza Terlikowskiego ulega ograniczeniu ze względu na prawa i wolności innych osób (zgodnie z liberalną zasadą, że moja wolność sięga tam, gdzie zaczyna się twoja wolność), zarazem nie podlega ochronie jako dopuszczalna polemika — albowiem polemiką nie jest. Pozwany ma prawo wyrażać poglądy związane z wyznawanym światopoglądem, ale nie może tego czynić w sposób lekceważący dla Anny Grodzkiej.
Nie można też, zdaniem sądu, zarzucać wyrokowi w części w jakiej zakazano Terlikowskiemu naruszania dóbr osobistych Anny Grodzkiej (godności, tożsamości płciowej) oraz zakazania używania wobec powódki określeń męskich i publicznego komentowania życia intymnego. Zakaz ten nie oznacza bowiem, że Terlikowskiemu nie wolno wypowiadać się w kwestiach związanych z transseksualizmem lub odnosić się do osoby Grodzkiej — nie wolno mu wyłącznie formułować takich wypowiedzi, które stanowią naruszenie jej dóbr osobistych oraz odnoszą się do spraw osobistych.
Sąd wprost zwraca przy tym uwagę, iż poza zakazem wynikającym z orzeczenia jest prawo Terlikowskiego do komentowania płci Grodzkiej, a także prawo do wyrażania opinii, że orzeczenie sądu i operacja to za mało dla zmiany płci — pod warunkiem, że styl i forma wypowiedzi nie naruszają dóbr osobistych.