Czas na kolejny subiektywny acz rzetelny test sprzętów z osobistego skarbczyka RedNacza lubczasopisma Lege Artis: po oponie rowerowej Schwalbe Kojak (kilka dni temu starszy pan mnie spytał „czy one są takie zużyte?”), Kindlu i AeroPress — czas na kolejny wyrób naszych zachodnich sąsiadów: recenzję pióra wiecznego Lamy Al-Star.
Jak wiadomo życie prawnika — oprócz polegiwania na leżaczku przy prywatnym baseniku — składa się głównie z podpisywania Bardzo Wielu Bardzo Ważnych Dokumentów, zatem właściwy instrument piśmienniczy to must have dla każdego legal geeka — coś jak zegarek mierzący kroki i ciśnienie dla każdego miłośnika technologii, który uwielbia mieć pomiar w każdej chwili bycia fit między tabletem a ajpadem.
Próbowałem w życiu wielu różnych piór, z czasem jednak stanęło na zwykłym (stalowym, z wykończeniem skuwki w kolorze srebra) Parkerze Sonnet (coś ten wyrób ostatnio podrożał…) — do którego z czasem doszlusowało właśnie pióro Lamy Al-Star.
Al-Star to jeden z bardziej budżetowych wyrobów Lamy (na kompletnie przeciwnym biegunie są modele Imporium i Dialog 3) w skład której wchodzą także ołówek automatyczny i pióro kulkowe a także (fuj) długopis. Jednak niska cena nie kłóci się z naprawdę wysoką jakością — oraz ciekawą stylistyką (która konserwatywnym miłośnikom przyborów piśmienniczych może wydawać się dość kontrowersyjna — ja jednak zawsze dedykuję im wiadome słowa Calvina Coolidge’a ;-)
Niezłe wrażenie robi masywna, o dość ciekawym kształcie oprawka, która dobrze leży nawet w niespecjalnie wielkiej dłoni jak moja. Pióro jest przyjemne w dotyku (aluminium jest „ciepłe” — stal jest „zimna”) i chyba mniej męczy przy dłuższym pisaniu; aluminium nie jest może szczególnie szlachetnym metalem, ale u mnie w tej konkurencji stalowy Sonnet przegrywa.
(Tu oczywiście dygresja i wyjaśnienie: długopisów tak strasznie nie cierpię, że użycie takiego narzędzia kojarzy mi się po prostu z torturą. Uwielbiam natomiast pióra wieczne, zaś gdybym musiał codziennie zapisywać dziesiątki czy setki linijek tekstem — wybrałbym pióro kulkowe, których zresztą też mam parę. Długopisom precz.)
Przed ostatni akapit wypada poświęcić używanemu inkaustowi; tu pewnie oburzę miłośników idealnego pisma, ale osobiście uważam, że najlepszy atrament to ten, który nie zasycha na stalówce — ale dość prędko schnie na papierze. Poza tym wiele mnie nie interesuje, oczywiście prócz jego barwy. Stąd też moimi piórami piszę na zielono (ale nie dlatego, że jest to kolor Mahometa ;-)
Konkludując: pisałem jakiś czas temu o tym, że już za rok będzie można wnieść pismo procesowe przez internet — chyba że się nie da ;-) — i chociaż takim zmianom dopinguję, to mam nadzieję, że zostanie jeszcze parę instytucji dla oldskólowców z wiecznym piórem w garści.