A na sobotę — ciekawostka: w jakim miejscu sprytna urzędnicza głowa pomyślała — a inna sprytna urzędnicza ręka postawiła — takiż oto znak zakaz ruchu (B-1)?
W oczekiwaniu na prawidłową odpowiedź zapraszam Państwa do wysłuchania utworu „Tour de France” (z repertuaru Kraftwerk) w wykonaniu Señor Coconut:
Ponieważ nadal nie mamy prawidłowej odpowiedzi — Tour de France w wersji oryginalnej (Kraftwerk) — czy tylko mi się wydaje, że czasem cover jest lepszy od oryginału? (No ale tym razem oryginał też jest świetny — kompletnie nie moja estetyka, ale czy P.T. młodsi Czytelnicy uwierzą, że w latach mojej młodości takie rzeczy leciały w radiu na porządku dziennym? Komuna komuną, ale przecież to na falach Rozgłośni Harcerskiej można było posłuchać Moskwy, Tzn Xenna i Deuter.)
https://www.youtube.com/watch?v=cPIArqrutKA
No dobrze, czas na wyjaśnienie — czujne urzędnicze oko wypatrzyło dobre miejsce na znak B-1 przy nadodrzańskim wale, na wrocławskich Maślicach. Słowem wyjeżdżający z tych przeklętych krzaków — naprawdę niełatwo było nawet tam podejść żeby wykonać zdjęcie tablicy — oprócz przedarcia się przez same kolce, oprócz sforsowania żółtej bariery, mają jeszcze przed sobą znak zakazu ruchu.
Czasem mam wrażenie, że nawet nasze ulice są na maksa upstrzone znakami drogowymi, tak, że czasem w ogóle nie wiadomo o co chodzi (mój ulubiony przykład to kilka znaków o rowerach obok siebie albo sekwencja ograniczeń prędkości, np. 80-60-40-60, a wszystko co jakieś 30 metrów.
Tu jednak ktoś kto decydował o ustawieniu znaków drogowych na wale przeciwpowodziowym na Maślicach po prostu przeszedł sam siebie.