Dla jasności: latareczka Olight S10 jest najlepszą latarką na świecie — a to dlatego, że najlepszy sprzęt (tu można podstawić, według uznania: aparat fotograficzny, pióro, etc.) to zawsze ten, który mamy pod ręką w chwili kiedy jest nam najbardziej potrzebny. Olight S10 jest tak malutka, że trudno nie mieć jej pod ręką w dowolnym momencie (prawdziwe EDC) — zatem aprioryczne założenie uważam za prawdziwe.
Dotąd w moich testach gościły przedmioty, które są ze mną od dłuższego czasu — uważam, że choćby nie wiem jakim było się znawcą branży i ile konkurencyjnych wyrobów miało się w ręku, rzetelnie o plusach i minusach testowanego gadżetu można coś powiedzieć dopiero po dłuższym czasie użytkowania. (Przypominam, że Kindle 3 trafił do testu po czterech latach, liczniczek rowerowy Sigma BC1609 po 1000 godzinach jazdy, zaś rower On-One Inbred po przeszło 3 tys. kilometrów; ba, za jakiś czas pojawi się test przedmiotu, który służy mi prawie 20 lat!)
Jednak dla latarki Olight S10 postanowiłem zrobić wyjątek i opublikować test już po paru tygodniach używania — a to z dwóch zasadniczych powodów: po pierwsze najdłuższe noce w roku (plus spacery z psem na peryferiach Wrocławia) pozwalają przejrzeć na oczy w kontekście każdego źródła światła, a po drugie — ta latareczka mnie po prostu oczarowała.
Podstawowe parametry techniczne latarki Olight S10 przedstawiają się następująco (przepisuję za Militaria.pl, przecież nie będę udawał, że to wymyśliłem, zważyłem lub zmierzyłem):
- źródło światła: Dioda Cree XM-L2 (żywotność 50 tys. godzin),
- zasięg skuteczny: 104 m (świeci, że miło),
- zasilanie: 1 x bateria 3V CR123 (lub akumulator — pewnie zainwestuję, bo CR123 jest dość droga),
- obudowa: aluminium lotnicze z twardą anodyzacją typ. III (ponoć ma wytrzymać upadek z 2 metrów), plus sprytny klips, plus silny magnes w zakrętce, dzięki któremu latarkę można przymocować do żelaznej powierzchni),
- wodoodporność klasy IPX8 (można znaleźć zdjęcia latareczki zanurzonej pod wodą),
- wymiary: 70 mm x 23 mm, waga: 42 g.
Jak widać: latareczka wielkości kciuka i ważąca tyle co siedem 5-złotówek — a zasięg jak od bramki do bramki (piłkarskiej). W tym trybie standardowa bateria ma starczyć na niecałe półtorej godziny, na szczęście S10 ma jeszcze trzy inne tryby świecenia: średni (wg papierów powinno starczyć na prawie cały dzień w pracy) oraz słaby, który wcale nie jest taki słaby — a baterii starcza na przeszło 100 godzin pracy. Jest jeszcze tryb moonlight, przy pomocy którego można sobie lekko poświecić na kilkanaście centymetrów oraz naprawdę wściekły stroboskop (na rower się nie nadaje).
Poza tym Olight S10 wygrywa w przedbiegach z wieloma innymi latarkami (które próbowałem osobiście lub rozważałem teoretycznie):
- jest na tyle mała i lekka, że mogę mieć ją w kieszeni właściwie zawsze (i prawie o niej zapomnieć, przypominając sobie tylko wówczas kiedy jest to naprawdę konieczne) — a przywieszona na podczas spaceru na pętelce z repsznura dynda sobie u mego nadgarstka. Jeśli myślicie o latarce Maglite Mini, że jest mini… czas zweryfikować przekonania wynikające z przesądów;
- mała i lekka ale wcale nie słabowita — aluminiowa obudowa wygląda naprawdę solidnie, przednie szkiełko zostało schowane w ok. 3-mm kołnierzu, dzięki czemu jest nieco lepiej chronione przed uderzeniami i zadrapaniami, udało mi się też potwierdzić jej wodoszczelność (nie, nie nurkowałem);
- w codziennych zastosowaniach, ku mojemu zdumieniu, wyparła petzlowską czołówkę! owszem, czołówka nie zajmuje rąk, ale… S10 właściwie też nie zajmuje rąk, a przy tym jest szybsza w użyciu, lepiej świeci, w słabszych trybach lepiej oświetla to co pod nogami (to pewnie kwestia tego, że używa się jej bliżej gruntu), no i jest znacznie mniej absorbująca wtedy, kiedy jej nie potrzebujemy. W dodatku jej kilka trybów świecenia (co normalnie uważałbym za przesadę) nie są absurdalnie niepotrzebne (może prócz stroboskopu, ale pewnie ma on zastosowanie, którego nie umiem sobie nawet wyobrazić);
- Olight S10 świetnie nadaje się także na rower w mieście: w trybie maksymalnej jasności mogłaby oślepiać, ale już 5 lm daje światło odpowiedniej intensywności by bezpiecznie poruszać się w standardowym ruchu.
Podsumowując: jeśli potrzebujecie bardzo dobrej i niewielkiej latarki codziennego użytku, która być może czasem powinna pokazać na co naprawdę ją stać — Olight S10 jest doskonałym wyborem. Mam i polecam, bo nigdy bym nie polecał niczego, czego osobiście nie używam i nie doceniam (vide młynek Rhinowares).