Ponieważ sytuacja zmierza nie wiadomo dokąd — a ministrowie opowiadają, że można sobie wybiórczo traktować przepisy prawa — to warto rządowi podpowiedzieć jak wprowadzić stan wojenny i nie złamać przy tym konstytucji.
No właśnie, konstytucja; feler chciał, że stany nadzwyczajne zostały wpisane do ustawy zasadniczej; to oczywiście nie jest wielki problem dla rządu, ale warto przynajmniej stwarzać pozory legalności.
Dalej będzie w punktach, bo w punktach jest dobitniej, bo wojsko też stoi w szeregu, bo jak w kraju ma być porządek, to skończyć trzeba z bezhołowiem zdań wielokrotnie złożonych:
- konstytucja przewiduje trzy rodzaje stanów nadzwyczajnych: stan wojenny, stan wyjątkowy oraz stan klęski żywiołowej (art. 228-234 Konstytucji RP);
- w każdym warunkiem wprowadzenia stanu nadzwyczajnego jest istnienie sytuacji szczególnego zagrożenia, któremu nie można przeciwdziałać przy użyciu zwykłych środków konstytucyjnych;
- instytucja stanu nadzwyczajnego jest materią, która — zgodnie z samą konstytucją — wymaga regulacji ustawowej (art. 228 ust. 2). Jeśli nie ma ustawy, to nie można wprowadzić stanu nadzwyczajnego;
- dopiero jeśli jest ustawa (a jest: obecnie jest to ustawa z dnia 29 sierpnia 2002 r. o stanie wojennym oraz o kompetencjach Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych i zasadach jego podległości konstytucyjnym organom Rzeczypospolitej Polskiej), można myśleć o wydaniu rozporządzenia o wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego;
- stan wojenny może być wprowadzony przez prezydenta na wniosek Rady Ministrów — ale wyłącznie w przypadku „zewnętrznego zagrożenia państwa, zbrojnej napaści na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej lub gdy z umowy międzynarodowej wynika zobowiązanie do wspólnej obrony przeciwko agresji” (art. 229 Konstytucji RP) — czyli niestety ale „bunt Trybunału Konstytucyjnego” się nie kwalifikuje;
- wychodzi na to, że skoro nie stan wojenny, to może stan wyjątkowy? w myśl art. 230 Konstytucji RP stan wyjątkowy może być ogłoszony „w razie zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego” — znów przez prezydenta i na wniosek rządu;
- stan wyjątkowy wygląda lepiej — mamy zagrożenie konstytucyjnego ustroju państwa (bunt sędziów TK, bunt opozycji parlamentarnej) plus zagrożenie porządku publicznego (podjudzanie opinii publicznej przeciwko demokratyczne wybranej przez Lud władzy);
- jest też odpowiedni akt normatywny — ustawa z dnia 21 czerwca 2002 r. o stanie wyjątkowym;
- feler jest taki, że stan wyjątkowy można wprowadzić tylko na czas oznaczony, i to nie dłuższy niż 90 dni — można to wprawdzie przedłużyć, ale tylko raz, za zgodą PiSejmu (ale tylko na kolejne 60 dni). Przez pięć miesięcy może da się coś zdziałać;
- są pewne formalności: prezydent musi przedstawić rozporządzenie o wprowadzeniu stanu wojennego lub wyjątkowego PiSejmowi, który może je uchylić (ale taką większością głosów, że nie ma stracha);
- minus: w czasie trwania stanu nadzwyczajnego nie wolno m.in. zmieniać Konstytucji RP, ordynacji wyborczych, skracać kadencji parlamentu ani przeprowadzać żadnych wyborów;
- hmm to jest chyba dobry pomysł: permanentny stan wyjątkowy i nigdy już nie będzie żadnych wyborów. Będziemy lepsi niż Egipt Mubaraka — i może nawet turyści zaczną do nas przyjeżdżać;
- to też jest fajne: jeśli w czasie stanu wojennego PiSejm nie mógłby się zebrać na posiedzenie (należy się przecież liczyć z internowaniami, być może nie unikną ich także niektórzy posłowie partii rządzącej), prezydent może wydawać rozporządzenia z mocą ustawy (art. 234 Konstytucji RP). Wprawdzie później powinien je zatwierdzić parlament, ale przecież — patrz powyżej…
Opublikowano 13 grudnia, nad ranem, ale Teleranka dziś i tak nie będzie…