Czas pracy przedstawiciela handlowego — czy jeżdżenie do klientów i wklepywanie danych w domu wlicza się do czasu pracy? (III PK 152/14)

Pewnie byłoby dobrze dziś wspomnieć raz jeszcze o nowelizacji kodeksu pracy odnoszącej się do umów na czas określony (tzw. „nowelizacja 33 miesiące”), mnie jednak naszło na omówkę wyroku Sądu Najwyższego, w którym raz jeszcze ładnie powiedziano jak się ma czas pracy do pracowników, od których obowiązki pracownicze wymagają stałych przejazdów i być może wejścia w nadgodziny — czyli rzecz ważna zwłaszcza dla przedstawicieli handlowych i innych zawodów, w których mobilność jest elementem świadczenia pracy (wyrok SN z 11 sierpnia 2015 r., III PK 152/14).


Czas pracy przedstawiciela handlowego
Czas pracy przedstawiciela handlowego obejmuje także dojazd do klienta, powrót do domu i wklepywanie danych przed telewizorem (wyrok SN III PK 152/14)

Sprawy miały się następująco: pracownik (przedstawiciel handlowy właśnie) pozwał pracodawcę o zapłatę wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych. Spór wziął się z tego, że w ramach dziennej szychty ruszał wcześnie, żeby zdążyć do klienta na 8.00, dziennie odwiedzał około 15 klientów, co dawało trasę rzędu 200 km (tylko w aucie spędzał 4-5 godzin: korki, szukanie miejsca do zaparkowania, bilety parkingowe), i tak do godziny 17-18. Później już tylko zawieźć zamówienie do hurtowni i już około 20.00 meldował się w domu, gdzie jeszcze godzinka „wklepywania zamówień do iPada”.
Słowem: nie było szans na oblecenie całego rewiru w ciągu 8 godzin; zawsze pośpiech, rzadko mógł nawet skorzystać z proponowanej w odwiedzanym sklepie kawy. A wszystko to rozliczane w jakimś kolejnym genialnym systemie EBI Plus/Mobile, który jednak nie ewidencjonował czasu pracy (ale co ciekawe pracodawca w toku sprawy twierdził, że dane z systemu są niewiarygodne). Dodajmy do tego wieczne listele od kierownika oraz cotygodniowe 2-3 godzinne zebrania, po których powód wracał do domu nie wcześniej niż o 22.00 — a mamy odmalowany obraz sytuacji, który mnie przeraża, ale to pewnie dlatego, że jestem nieco wyizolowany…

Wszystko to oczywiście w zadaniowym czasie pracy (art. 140 kp), który nadal zdaniem wielu pracodawców oznacza, że pracownika można obciążać bez granic — bo nie ma czegoś takiego jak nadgodziny przy zadaniowym

Pracownik w I instancji wygrał sprawę, albowiem nawet stosowanie zadaniowego czasu pracy oznacza, że zadania powinny być tak wyznaczone, by pracownik mógł wykonać powierzoną pracę w ciągu 8 godzin na dobę i przeciętnie 40 godzin w tygodniu. Zadaniowy czas pracy nie mogą służyć obchodzeniu przepisów o czasie pracy i rozliczaniu nadgodzin — a skoro pracodawca nie potrafił ustalić obowiązków przedstawiciela handlowego w sposób pozwalający na wykonanie czynności w czasie wynikającym z kodeksu pracy, to pracownikowi należy się rekompensata, w tym także za czas dojazdu do klientów, bo to też był jego czas pracy (ciekawostka: na tę okoliczność powołany był biegły z zakresu ruchu drogowego (sic!).

Jeszcze bardziej interesujące, że sąd II instancji zmienił wyrok i oddalił powództwo pracownika. Jego zdaniem pracownik nie był objęty zadaniowym czasem pracy, a zadania sobie sam wyznaczał (w tym tych 15 klientów). Więc mimo tego, że pracodawca zaniedbał prowadzenie ewidencji czasu pracy, nie można bezkrytycznie przyjmować wyliczeń pracownika, zwłaszcza, że zdarzało mu się wykazywać spotkania z klientami, których w rzeczywistości nie było — a to dlatego, że nawet w takim przypadku stosuje się ogólne reguły dowodowe (art. 6 kc).

Sąd Najwyższy uznał skargę kasacyjną pracownika za zasadną, uchylił wyrok II instancji i nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy. Poszło nie tylko o zbyt lapidarne odniesienie się SO do materiału dowodowego (sentencjonalna fraza „Sąd Rejonowy zgromadził materiał dowodowy w sposób dostateczny, jednakże analiza zebranych dowodów doprowadziła Sąd Okręgowy do przyjęcia ustaleń częściowo odmiennych” to za mało, zwłaszcza, że generalnie nie oceniono dowodów w ogóle) — zarzut ten był o tyle istotny, że problem dotyczył wykazania pracy w nadgodzinach.
A skoro pracodawca nie prowadził ewidencji czasu pracy, to można było wykazywać go w inny sposób — co pracownik uczynił na podstawie własnych notatek i danych z systemu EBI Plus/Mobile.

Poza tym, co najistotniejsze, Sąd Najwyższy przypomniał, że niezależnie od tego czy przedstawiciel handlowy był zatrudniony w zadaniowym czasie pracy czy nie:

Czasem pracy (art. 128 § 1 kp) pracownika wykonującego obowiązki pracownicze na określonym obszarze, do czego niezbędne jest stałe przemieszczanie się, jest także czas poświęcony na niezbędne przejazdy. Jest więc obojętne, jakim środkiem transportu pracownik się przemieszcza (własnym, dostarczonym przez pracodawcę, czy publicznym), jak również czym się zajmuje w czasie przejazdu (prowadzi samochód, świadczy pracę możliwą do wykonania w czasie przejazdu, czy też odpoczywa). Za czas pracy może być również uznany czas poświęcony na wykonywanie obowiązków pracowniczych w miejscu zamieszkania pracownika, jeżeli nie ma on zorganizowanego przez pracodawcę żadnego („biura”), które mogłoby być traktowane jako filia siedziby pracodawcy.

Mało tego: skoro pracownik musi dojechać do miejsca pracy, to także powrót od klienta stanowi czas pracy, za który — o ile następuje po przekroczeniu 8-godzinnej normy — należy się wynagrodzenie za nadgodziny. A jeśli po tym wszystkim jeszcze wklepuje dane na iPadzie, to też jest czas pracy przedstawiciela handlowego i pieniądze też mu trzeba za to zapłacić…

subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

16 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
16
0
komentarze są tam :-)x