Tego nie sposób przeoczyć: kilka dni temu w Dzienniku Ustaw opublikowano kontrowersyjną ustawę „500 zł na każde drugie dziecko” — czyli ustawę z dnia 11 lutego 2016 r. o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci (Dz.U. z 2016 r. poz. 195).
Podstawowe założenia ustawy to oczywiście:
- wypłata świadczenia wychowawczego „w kwocie 500 zł miesięcznie na dziecko w rodzinie” (art. 5 ust. 1) — przy czym „500 złotych na dziecko” przysługuje nie samemu dziecku, ile matce, ojcu, opiekunowi faktycznemu dziecka albo opiekunowi prawnemu dziecka (art. 4 ust. 2);
- dzieckiem według ustawy jest się do ukończenia 18 roku życia (art. 4 ust. 3);
- o tym, że chodzi o 500 złotych na „każde drugie dziecko” przekonuje nas dopiero art. 5 ust. 3-4 — ten pierwszy mówi, że dochód na osobę w rodzinie niższy niż 800 złotych uprawnia do świadczenia już na pierwsze dziecko, ten drugi wskazuje, iż w przypadku dziecka niepełnosprawnego próg dochodów wynosi 1200 złotych;
- ciekawie wygląda definicja pierwszego dziecka — podług art. 2 pkt 14 jest nim „jedyne lub najstarsze dziecko w rodzinie w wieku do ukończenia 18. roku życia”. Jeśli w rodzinie są dzieci urodzone w tym samym dniu i są to najstarsze dzieci rodziców — to na barki osoby uprawnionego do otrzymania wypłaty spada obowiązek określenia, które z tych dzieci jest „pierwsze” (no mnie się od razu przypominają niejasne reguły następstwa tronu za Romanowów ;-)
- świadczenie jednak nie przysługuje m.in. jeśli dziecko zawrze związek małżeński, trafiło do pieczy zastępczej lub instytucji zapewniającej całodobowe utrzymanie (zgodnie z art. 2 pkt 8 jest to m.in. areszt i poprawczak… czyżby dobry sposób na ograniczenie chuligaństwa?!), jeśli pełnoletnie dziecko dostaje 500 złotych na własne dziecko, a także jeśli uprawniony rodzic otrzymuje podobne świadczenie z innego państwa (art. 8);
- ustalenie prawa do świadczenia następuje na wniosek uprawnionego (art. 13) — w tym celu należy się oświadczyć m.in. co do wysokości dochodów, zaś wszystkie dane będą gromadzone w centralnym rejestrze (uwaga, przeszła także zmiana w ustawie o ochronie danych osobowych, o której pisałem dwa tygodnie temu);
- sam wniosek można będzie złożyć m.in. elektronicznie poprzez dedykowany ustawie 500-plus system rządowy, a także poprzez ZUS oraz systemy banków (zanim bank „wejdzie w system”, musi spełnić wymogi określone przez ministra rodziny i uzgodnić to z ministrem od cyfryzacji, art. 13 ust. 5 pkt 3);
- prawo do wypłaty 500 złotych przyznawane jest na okresy jednoroczne — od 1 października do 30 września roku następnego — czyli o ile dobrze rozumiem chętni będą musieli rokrocznie ponawiać wnioski (art. 18 ust. 1);
- sprawy wypłat (także procedurę) prowadzi organ właściwy, czyli wójt, burmistrz lub prezydent miasta, natomiast szereg obowiązków spadają także na marszałków województwa. Zadania realizowane są jako wynikające z zakresu administracji rządowej, zaś finansowanie zapewnić ma dotacja celowa z budżetu państwa (art. 29);
- co do postępowania o przyznanie 500 złotych na dziecko jest już akt wykonawczy — rozporządzenie MRPiPS z dnia 18 lutego 2016 r. w sprawie sposobu i trybu postępowania w sprawach o świadczenie wychowawcze (Dz.U. z 2016 r. poz. 214);
- ponadto: świadczenie wychowawcze zwolnione jest z egzekucji komorniczej (art. 833 kpc) i administracyjnej (art. 10 ustawy o postępowaniu egzekucyjnym w administracji); otrzymanych kwot nie wlicza się do limitów wynikających z ustawy o pomocy dla kredytobiorców (plus jeszcze kilka istotnych zmian w innych przepisach);
- ustawa wchodzi w życie 1 kwietnia 2016 r., zaś pierwszy (wydłużony) okres rozliczeniowy kończy się 30 września 2017 r.
Krótki komentarz: teraz nikt nie ma już chyba wątpliwości, że ostatnie fiskalne zaktywizowanie się władz (por. Podatek bankowy — w Dzienniku Ustaw od piątku, w kieszeni od wczoraj, w budżecie od marca oraz Podatek od sprzedaży detalicznej — niedzielne zakupy przez internet z wyższą stawką opodatkowania przychodu) mają na celu sfinansowanie programu „500+” (bodajże w uzasadnieniu podatku od sprzedaży wprost pojawiają się takie sformułowania).
I chociaż co do zasady niechętny socjalowi i rozdawnictwu potrafię uczynić intelektualny wyjątek właśnie w przypadku dzieci, przemawiają do mnie słowa krytyków (w tym także z ław rządowych): że „pięćset złotych jak leci” może kończyć się rezygnacją z zatrudnienia przez najsłabiej zarabiających (bo się opłaci), że w krytycznych sytuacjach mogą pojawić się fikcyjne rozwody (bo się opłaci). Że ustawa o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci może wynikać z najszczerszych i najszlachetniejszych pobudek — a co naprawdę z tego wyjdzie, zobaczymy.
Już dziś widać, że projekt będzie nas kosztował olbrzymie pieniądze — zaś obecny rząd preferuje pogląd, że jeśli trzeba kasy, to jakoś się podatników ogoli (bo intendentura musi nadążać za celem wskazanym przez partię). (Jasne też jest, że tylko dzięki przycięciu pazurków — oraz odrzuceniu absurdalnych poprawek zgłaszanych przez PO — projekt nie jest totalnie, koszmarnie drogi: przypominam, że PO chciała wymusić na rządzie spełnienie wyborczych obietnic i przyznać 500 złotych na każde pierwsze dziecko…)
Jak będzie, zobaczymy, do mnie — starego liberała — przemawia oczywiście znana z publicystyki wizja podobnych programów w innych państwach…