Wiosna, ludzie odkurzają aparaty fotograficzne, coś czuję, że niedługo pojawią się na tapecie nowe wątki w kwestii: zajumali mi zdjęcie, muszą oddać samolot. Czyli dziś kilka akapitów o tym czy jeśli gdzieś w internetach krążą moje zdjęcia, to dostanę za to odszkodowanie, za które kupię sobie szybszy komputer (żeby wygodniej szukało mi się moich zdjęć) — czyli co grozi za wykorzystanie fotografii bez zgody autora — a to na podstawie wyroku Sądu Apelacyjnego w Szczecinie z 22 sierpnia 2013 r., (sygn. akt I ACa 352/13).
Spór dotyczył rzeczy następującej: w jakimś portalu internetowym opublikowano tekst, który zilustrowano zdjęciem ustawionych w dwóch rzędach kaset magnetofonowych oraz dołożono cytat z wywiadu z jakimś potentatem giełdy informatycznej (istotne: tekst dotyczył piractwa komputerowego, autorem fotografii i wywiadu był powód, a zdjęcia pierwotnie opublikowano w serwisie internetowym, którego wydawcą był powód). Na zdjęciu ukazane były kasety, które powód nabywał od owego potentata giełdy, zaś w oryginalnej wersji dołożony był znak wodny (który w inkryminowanym tekście został usunięty).
Po publikacji powód skontaktował się z wydawcą portalu, prosząc o usunięcie fotografii jego autorstwa i odpowiednie oznaczenie cytatu (cudzysłów, odnośnik) oraz poprosił o zaproponowanie kwoty zadośćuczynienia za naruszenie jego praw autorskich. W odpowiedzi redaktor naczelny portalu wskazał, że cytat jest zaznaczony („szare tło z pomarańczową kreską”), źródło jest podane, link będzie dołożony — a za to, że zdjęcie poszło bez zgody autora zaproponował przeprosiny, podpis oraz… egzemplarz własnej książki z autografem.
Fotograf nie przystał na takie warunki i zażądał: 100 złotych za każdy dzień bezprawnej publikacji zdjęcia (łącznie 900 zł), zwrot kosztów za poświadczenie wydruku u notariusza (por. Kiedy wydruk ze strony internetowej to za mało jako dowód w sądzie). Portal dalej się targował (a sąd to wszystko rozpisał): nie 900 lecz 300 złotych, zwrot kosztów oraz kampanię reklamową w portalu o wartości 1000 złotych (sam tekst plus zdjęcie zostały usunięte).
A łyżka na to „niemożliwe” — i do sądu poszedł pozew: 5,5 tys. złotych tytułem odszkodowania i zadośćuczynienia oraz opublikowanie przeprosin za naruszenie praw autorskich oraz o tym, że „po pociągnięciu do odpowiedzialności osoby winne zaistnienia w/w stanu rzeczy, zobowiązuje się do przestrzegania praw autorskich wobec materiałów publikowanych na stronach internetowych, których jest właścicielem”.
Sąd sprawdził cenniki i wyszło mu, że „za zwykłą fotografię wykorzystaną na serwisie internetowym agencja fotograficzna Gazety (…) płaci autorowi fotografii około 30 zł. Zdjęcia ważnych wydarzeń historycznych wyceniane są na około 50 zł. Cena za wykorzystanie przedmiotowej fotografii kaset magnetofonowych z programami komputerowymi również wynosiłaby 30 zł”. Słowem: to jest granica racjonalnych roszczeń powoda. Toteż zasądził na rzecz powoda dwukrotność tej stawki oraz znacznie okrojone przeprosiny:
„(…) S.A. przeprasza Pana P. R., właściciela i redaktora portalu internetowego (…), za wykorzystanie zdjęcia jego autorstwa w artykule Pana B. K. „O.”, opublikowanym w dniu 19 sierpnia 2011 r. na serwisie (…)” *
Od korzystnego acz niesatysfakcjonującego orzeczenia apelował powód, jednakże bezskutecznie i apelacja została oddalona jako bezzasadna.
Przede wszystkim chodziło o kwestie dowodowe (w apelacji powód zmienił wysokość roszczenia z 5,5 tys. na 1,3 tys. złotych) — aczkolwiek nadal nie wykazał skąd taka szkoda (cały czas kłania się ten nieznośny ciężar dowodu), ponieważ ograniczył się do powoływania na koszty złożenia pozwu oraz „zapobieganie dalszym naruszeniom przez pozwaną” (tu się kłania ta mityczna konieczność uwzględnienia czynnika penalizacyjnego w orzeczeniach sądów cywilnych, która pojawia się czasem także w komentarzach P.T. Czytelników, por. Jak to jest z tym „zwykłym przepraszam to za mało” — i zadośćuczynieniem — w kontekście nieusunięcia przez bank informacji o spłaconym długu z BIK). Tymczasem zgodnie z art. 78 pr.aut. i art. 79 pr.aut. roszczenia zależą od rodzaju poniesionej krzywdy i szkody.
Niezależnie zatem od tego jak bardzo własne zdjęcia podobają się powodowi i jak bardzo uważa je nie za pack-shot lecz za ujęcie artystyczne, to właśnie powód powinien wykazać, że ewentualnie za takie fotografie płaci się 1,3 tys. złotych (powód powoływał się na cennik ZPAF czyli nieszczęsne tabele OZZ). A w przeciwnym razie należy mu się dwukrotność „stosownego wynagrodzenia” — czyli tyle, ile fotograf by dostał, gdyby korzystający zawarł z nim umowę licencyjną (a mnie właśnie wyszło, że przecież pisałem o tym 8 lat temu, por. Odszkodowanie za naruszenie autorskich praw majątkowych).
I to by właściwie było na tyle.
* Anonimizacja anonimizacją, ale Polygamia.pl pojawiła się w uzasadnieniu — a więc po nitce do kłębka :-)