Jak znam życie co najmniej kilka osób (niekoniecznie stałych P.T. Czytelników czasopisma Lege Artis) obudziło się dziś rano, by skonstatować — przyszedł długi weekend, a ja nie mam co ze sobą zrobić.
Jeśli Wasza skłonność do improwizacji nie sięga dalej niż pół kwadransa w internetach — a i nie daliście sobie wmówić, że pies i park narodowy nie idą ze sobą w parze (przynajmniej nie wszystkie) — ten tekst jest dla Was, przynajmniej do poczytania — a może i do złapania inspiracji.
Góry Stołowe — skoro najbardziej lubimy te melodie, które najlepiej znamy — zaczynam od Gór Stołowych, które bardzo lubię (na tyle, że staram się je odwiedzić przynajmniej 2-3 razy w roku). A skoro ten pierwszy raz w tym roku już mamy za sobą, to mogę podzielić się z P.T. Czytelnikami wrażeniami całkiem na bieżąco.
Szlaki Gór Stołowych lekką ręką dostarczą Wam atrakcji nawet na 3-4 dni: oprócz niezwykle popularnego Szczelińca i Błędnych Skał można zapuścić się w fantazyjne Skalne Grzyby, przejść świetnym szlakiem od Ochoty Magdaleńskiej do Pasterki (i dalej, aż przez łąki do Karłowa), machnąć się przez Skały Puchacza — gdziekolwiek. Można nawet chodzić w kółko i dziwić się, że jest tam tak pięknie :-)
Góry Stołowe to relatywnie łatwe szlaki, niezliczone dukty leśne, po których można śmigać rowerem. Hejszowina z punktu widzenia przewodnika psa ma dodatkową bardzo ważną cechę: prawie na każdym szlaku można znaleźć w sporo wody, zatem psiak będzie miał sporo okazji by się napić lub ochłodzić.
Uwaga: do Parku Narodowego Gór Stołowych wolno wprowadzać psy, aczkolwiek oczywiście na smyczy (niech Was nie zwiedzie poniższe ujęcie, które powstało podczas krótkiej sesji fotograficznej na Niknącej Łące).
Skalne Miasto — formacje skalne między Teplicami i Adrszpachem to oczywiście część Gór Stołowych, ale z oczywistych względów można je potraktować jako całkiem osobny temat. Próba opisania tych formacji skalnych byłaby oczywiście nieudana — to trzeba zobaczyć na własne oczy (a jest to o tyle łatwiejsze, że rzadko są takie wściekłe tłumy jak na Szczelińcu).
Weekendowy wypad do Skalnego Miasta najlepiej połączyć z wizytą w Górach Stołowych — dzieli je naprawdę rzut beretem.
Obie formacje skalne łączy piękna ścieżka prowadząca przez Wilczy Wąwóz (żółty szlak), dzięki któremu można przemieścić się między Teplicami i Adrspachem, oszczędzając na bilecie wstępu i parkingu (bilet kupiony przy jednym z wejść obowiązuje i na drugie skały, ale pod warunkiem przejścia żółtym szlakiem).
Psy w Skalnym Mieście są bardzo mile widziane — do niedawna kupując dla nich bilet (za kilkanaście koron) dostawało się tekturową torebkę na nieczystości (jesienią tego gadżetu nie dostaliśmy). Wody jest tu nieco mniej niż w polskiej części Gór Stołowych, aczkolwiek między piaskowcami można spodziewać się miłego chłodu.
Góry Izerskie — niesłusznie traktowane czasem po macoszemu (lub wyłącznie jako atrakcja dla miłośników biegówek lub rowerów), a tymczasem Góry Izerskie także potrafią zapewnić znakomitą rozrywkę i wypoczynek: malowniczy szlak wzdłuż Izery oraz piękna (lecz okryta smutną historią) Hala Izerska to wizytówki tego pasma.
Ułatwieniem dla wielu osób będzie łatwość większości szlaków: od strony Jakuszyc podejścia są dosłownie symboliczne, natomiast startując od Świeradowa można zabrać się kolejką (nigdy nie próbowałem ;-)
Góry Izerskie są idealne dla czworonogów: sporo wody na szlaku, nietrudne podejścia — minusem niektórych przejść jest wszechobecny asfalt, który potrafi się nagrzać w słońcu, psie łapy tego nie lubią… Trzeba uważać na rowerzystów, których potrafi być tam cała chmara.
Karkonosze — najbardziej wymagająca z opisywanych dziś opcji, aczkolwiek nie tylko z racji ukształtowania terenu (to najwyższe pasmo Sudetów), co ma wpływ na relatywną trudność i długość szlaków jak i warunki klimatyczne (uwaga, wybierając się w Karkonosze na przełomie kwietnia i maja możecie być pewni śniegu — opad świeżego puchu w tym czasie nie jest anomalią pogodową!).
Moim zdaniem niepolecane dla kompletnie zielonych turystów górskich, chyba że pogoda jest jak drut — w przeciwnym razie można zmarznąć, zmoknąć i się niepotrzebnie zmęczyć (chyba że aspiracje nie sięgają dalej niż wjazd wyciągiem na Kopę i spacer na Śnieżkę).
Pies w Karkonoszach będzie czuł się jak ryba w wodzie, pod warunkiem, że dysponuje odpowiednią kondycją. Nasi milusińscy mają darmowy wstęp do Karkonoskiego Parku Narodowego, ale trzeba pamiętać o smyczy. W niższych (piękniejszych) partiach znajdziecie mnóstwo wody, z której psiak będzie mógł zrobić użytek, wyżej (czyli na niespecjalnie przeze mnie lubianym czerwonym szlaku) wody jest tyle co kot napłakał.
Ślęza Ślęża — a na koniec nagroda dla tych, których chodzenie po górach męczy bardziej niż czytanie ;-) czyli umiłowana przez wielu Wrocławian „Sobótka”, majestatycznie zdobiąca horyzont oglądany z większości wyższych budynków w mieście. Osobiście mój stosunek do Ślęży określiłbym jako ambiwalentny — najpopularniejszy szlak wiodący z Sobótki (czerwony) może dać się w kość wskutek ilości turystów gramolących się na wierzchołek (to samo dotyczy żółtego, z Przełęczy Tąpadła), ale już te wijące się przez las ścieżki potrafią być naprawdę przyjemnie… dopóki nie osiągnie się wierzchołka, który jest trudny do zniesienia.
W Ślężański Park Krajobrazowy można wbić się z psem praktycznie bez ograniczeń (aczkolwiek z tego co mi mówiono niedawno coś się pozmieniało jeśli chodzi o przebieg szlaków w Rezerwacie Raduni), natomiast warto mieć na uwadze, że na zboczach tej góry trudno będzie znaleźć jakieś źródło wody, zatem dobrze jest pamiętać o psiaku (stąd też osobiście na Ślężę jeździmy rzadko i tylko w chłodniejsze jesienne dni).
Czy to wszystkie możliwości jakie strapionemu turyście dają okolice Wrocławia? Oczywiście, że nie — warto mieć też na uwadze Góry Sowie (jakoś tak wyszło, że nie mam stamtąd ładnych zdjęć), a także Śnieżnik z przyległościami (Góry Bialskie i Złote), Góry Orlickie (tam akurat dawno nie byłem), Góry Wałbrzyskie (których właściwie, wstyd się przyznać, nie znam), Rudawy Janowickie (w których też już kilka lat nie byłem).