W kolejnym odcinku opowieści pt. „kawa nieco inaczej” czas na coś, co jeszcze rok temu było dla mnie no. 1 — a teraz, przyznam, nieco się kurzy. Niemniej wspomnieć warto, bo jestem pewien, że prędzej czy później wrócę do tego stylu parzenia kawy.
Mam oczywiście na myśli kawiarkę (makinetkę, kafetierkę), czyli sprzęt do parzenia kawy, który przywodzi mi na myśl retro-wiktoriańskie wynalazki epoki pary (ale nie elektryczności). Kawiarka nie jest jednak dziełem Mr. Jamesa Watta lub jego potomnych, nie jest też tak stara jak mogłoby się na pozór wydawać. Otóż patent na to sprytne urządzenie uzyskał w 1933 r. Włoch Alfonso Bialetti, co czyni z makinetki tylko kilka lat starszą siostrę artystowskiego Chemeksu.
Natomiast dlaczego to akurat kawiarka stała się ikonicznym gadżetem do robienia dobrej kawy — nie wiem. Być może to wpływ jakiegoś tam stereotypu, że na kawie nikt nie zna się lepiej od Włochów? Albo relatywnie większa odporność — od biedy kawiarką można przybić gwózdek, podczas gdy w Chemeksie co najwyżej kwiaty na stół postawić…
Proces parzenia kawy w kawiarce polega na podgrzaniu wody w dolnym zbiorniku, która pod wpływem ciśnienia przelewa się przez kawę — i gotowy napar zbiera się w górnym czajniczku. W kolorowym czasopiśmie napisaliby, że to sama magia, ale moim zdaniem tej magii tylko nieco więcej niż przy metodzie wyciskanej lub przelewowej (a tak naprawdę to żadna magia lecz zwykła fizyka).
Samo w sobie przygotowanie kawy w kawiarce jest bardzo proste i niekłopotliwe:
- kawę należy zmielić dość drobno (drobniej niż do Aeropressu);
- do dolnego zbiorniczka nalewamy zimnej wody, pilnując by nie zalać zaworu bezpieczeństwa;
- na zbiorniczek zakładamy lejkowate sitko (albo sitkowaty lejek, zależy jak patrzeć), do którego sypiemy naszą kawę;
- zakręcamy górną część (czajniczek) i stawiamy na wolny gaz (dla posiadaczy kuchenek indukcyjnych — na średnią cyfrę ;-)
- po krótkim czasie woda zaczyna buzować, a jak tylko (po paru minutach) przestanie pyrkotać, kawiarkę należy zdjąć z ognia — kawę można podawać.
Jaka jest kawa z kafetierki? Przychodzi mi do głowy określenie: szatan & hard-core cafe. Jeśli ktoś poszukuje arcy-mocnej kawy — kawiarka będzie idealna. Smak jest charakterny, napar ma wysoką temperaturę (przyznam, że początkowo jako pewną wadą strzy-kawy odbierałem to, że napój był wyraźnie chłodniejszy).
Z drugiej strony moim zdaniem kawiarka jest dla kawy mniej wymagająca: jeśli akurat macie pod ręką podłą kawę i Chemex, efekt może nie być zadowalający. Tymczasem nawet berbelucha zaparzona w kawiarce da jednostajnie mocny (niektórzy powiedzą, że po prostu spalony) smak. Można lubić, można nie lubić, ale efekt jest wyraźny, a kawa staje się przyswajalna (pod warunkiem, że ktoś szuka właśnie tego hard-core).
Dla sprecyzowania, bo z tego co słyszę ludzie się czasem rzucają na zakupy bez namysłu: tak klasyczne kawiarki wyrabiane są z aluminium (poznać można je po ośmiobocznym dnie), jednak posiadając kuchenkę indukcyjną musicie wybrać kawiarkę stalową (lub inną o ferromagnetycznym dnie) — aluminiowa po nie będzie działała na płycie indukcyjnej. Są też oczywiście kawiarki elektryczne, aczkolwiek osobiście na ich temat mam do powiedzenia tylko tyle, że są.
Podsumowując: jeśli lubicie kawę mocną i aromatyczną, a znudził was już nieco zbyt powtarzalny schemat kawy z guziczka — można pokusić się o spróbowanie kawy z kawiarki. Nawet jeśli się nie przyjmie, będzie dobrym początkiem dalszych przygód związanych z tym jednym z trzech kluczowych napojów, którym dane jest raczyć się ludzkości.