Tego tematu na łamach czasopisma Lege Artis zabraknąć nie może: otóż z opinii rzecznika generalnego przedstawionej do sprawy TSUE C-160/15 wynika, że linki do „pirackich utworów” nie naruszają prawa autorskiego.
Spór dotyczy następującej sytuacji: Sanoma, wydawca holenderskiej wersji miesięcznika Playboy, opublikował fotoreportaż (sic!) na temat jakiejś pani. Zdjęcia te ukazały się, bez zgody wydawcy, w jakimś australijskim portalu. A ponieważ w niederlandzkim serwisie GeenStijl opublikowano linki do tegoż serwisu australijskiego, Sanoma zażądała usunięcia odnośników, czego GeenStijl odmówił. Nie odmówił jednak wezwaniu portal z Australii, na co GeenStijl — taka zabawa w kotka i myszkę — wyszukał inną lokalizację, gdzie zdjęcia były do obejrzenia, i znów podlinkował. Playboy wystąpił i do tamtego serwisu z żądaniem skasowania plików, serwis to uczynił, ale GeenStijl… znów wyszukał fotoreportaż, i znów go podlinkował.
1) Artykuł 3 ust. 1 dyrektywy 2001/29/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 22 maja 2001 r. w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym należy interpretować w ten sposób, że nie stanowi czynności publicznego udostępnienia w rozumieniu tego przepisu udostępnienie na stronie internetowej hiperłącza do innej strony internetowej, na której utwory chronione przez prawo autorskie są ogólnie dostępne dla użytkowników bez zezwolenia podmiotu prawa autorskiego.
2) Artykuł 3 ust. 1 dyrektywy 2001/29 należy interpretować w ten sposób, że nie ma znaczenia fakt, iż podmiot, który udostępnia na pewnej stronie internetowej hiperłącze do innej strony internetowej, na której utwory chronione przez prawo autorskie są ogólnie dostępne dla użytkowników, wie lub powinien wiedzieć, że podmiot praw autorskich nie zezwolił na udostępnienie danych utworów na tej innej stronie internetowej lub że nie zostały one wcześniej publicznie udostępnione za zgodą podmiotu prawa autorskiego.
3) Artykuł 3 ust. 1 dyrektywy 2001/29 należy interpretować w ten sposób, że hiperłącze do innej strony internetowej, na której utwory chronione przez prawo autorskie są ogólnie dostępne dla użytkowników, ułatwiające lub czyniące bardziej swobodnym dostęp internautów do danych utworów, nie stanowi „publicznego udostępniania” w rozumieniu tego przepisu.
Sprawa o naruszenie prawa autorskiego trafiła aż do ichniego Sądu Najwyższego (Hoge Raad der Nederlanden), który zwrócił się do TSUE ze swoimi wątpliwościami, które można streścić tak: serwis GeenStijl nie publikował zdjęć z Playboya, „pirackie pliki” można było znaleźć w sieci już wcześniej; natomiast rzeczywiście dzięki linkowaniu przez serwis ich odnalezienie było znacznie ułatwione.
Stanowisko rzecznika generalnego można streścić w następujący sposób: tak, hiperłącza ułatwiają dostęp i zapoznanie się z treściami publikowanymi na innych stronach internetowych, jednak nawet jeśli prowadzą one bezpośrednio do utworów chronionych (które zostały wprowadzone do sieci wbrew woli uprawionego), to „nie podają do publicznej wiadomości” tych utworów. Za takie rzeczy może ponosić odpowiedzialność tylko ten, kto udostępnił utwór w internecie.
Nie ma przy tym znaczenia dlaczego GeenStijl bawiło się w ciuciubabkę, ani też to czy linkujący wie czy nie wie o bezprawnym charakterze podlinkowanych danych. Gdyby się jednak okazało, że bez owych odnośników pliki nie zostałyby publicznie udostępnione, ocena sytuacji mogłaby być odmienna.
Gwoli jasności: to tylko opinia rzecznika generalnego, na wyrok TSUE jeszcze troszkę poczekamy. I chociaż niczego nie chcę przesądzać, chciałbym podkreślić, że stanowisko to jest całkowicie zgodne z moją koncepcją — że każdy (nie tylko internauta, nie tylko e-usługodawca) może odpowiadać tylko za to, co sam robi, ale tylko pod warunkiem, że jego działanie jest bezprawne. Tyczy się to zarówno odpowiedzialności serwisu internetowego za komentarze użytkowników, odpowiedzialności komentujących za krytyczne komentarze — ale i za komentarze naruszające dobra osobiste innych osób.