O Ustawie Rządowej czyli Konstytucyi 3. maja 1791 pisałem rok temu, napiszę i dziś — dla odmiany, ulegając modzie na historie alternatywne, spróbujmy pogdybać o możliwych wariantach wydarzeń — gdyby się udało.
Gdyby rzeczywiście udało się przywrócić Rzeczypospolitej — już tej nieco mniej unionistycznej — dziedziczny tron i po śmierci Stanisława Augusta Poniatowskiego osadzić na nim Fryderyka Augusta, elektora saskiego?
Stanowimy przeto, iż po życiu jakiego nam dobroć boska pozwoli, elektor dzisiejszy saski w Polsce królować będzie. Dynastya przyszłych królów polskich zacznie się na osobie Fryderyka Augusta, dzisiejszego elektora saskiego, które sukcesorom de lumbis z płci męzkiej tron polski przeznaczamy. Najstarszy syn króla panującego po ojcu na tron następować ma.
Dlaczego akurat saskiego? Zacząć warto od przypomnienia mapy Niemiec schyłku 18 wieku, mówimy bowiem właśnie o tych niezwykle poszatkowanym, czekającym jeszcze osiemdziesiąt lat na zjednoczenie, kraju (zjednoczenie, które długo jeszcze było traktowane nieomalże jako zdrada stanu). A skoro Niemcy były podzielone na dziesiątki państewek (i kilka państw), z których to wybijające się na siłę przewodnią zaczęło (mimo przejściowego sojuszu) zagrażać naszej integralności — warto było się związać z jego przeciwnikiem.
Stąd właśnie pomysł na unię personalną z Dreznem, które przecież pokolenie wcześniej toczyło z Prusami ciężką wojnę siedmioletnią (my, Ślązacy choćby napływowi, lepiej pamiętamy ją jako III wojnę śląską) — któż mógłby lepiej szachować rosnącą potęgę Prus, silnych familijnym sojuszem z Romanowami, niźli lokalny konkurent?
Załóżmy, że się udało: po opróżnieniu tronu przez króla Stasia (najlepiej nie czekając jego śmierci, która nastąpiła 7 lat później) następuje koronacja trzeciego z Sasów, w czego konsekwencji:
- otoczone przez nieprzyjaciół Prusy, przy biernej postawie Rosji, która nigdy nie lubiła tłuc się sama, raz-dwa kurczą się do Brandenburgii i Pomorza Zachodniego — Śląsk zostaje podzielony między Rzplitą i Habsburgów, Saksonia zadowala się pozyskaniem Łużyc, Prusy Wschodnie wreszcie przyłączone tam gdzie miały być przyłączone w 1525 r.;
- wobec obecności takiej potęgi ruchawka napoleońska nie przeradza się w nic więcej niż lokalny pucz — nie ma Księstwa Warszawskiego (bo i gdzie?), nie ma wyprawy na Moskwę (bo i którędy?), nie ma Elstery (w ogóle nie ma mitu ks. Pepiego);
- Wiosna Ludów tysiąc osiemset czterdziestego ósmego dotyka głównie Berlina — w tym sensie, że ostatni z Hohenzollernów odchodzi w niesławie, zaś tron cesarski zajmuje nasz pół-Polak, pół-Saksończyk;
- zjednoczenie Niemiec następuje 20 lat wcześniej — bez niepotrzebnej wojny z Francją, bez animozji, które dusiły się aż do 1914 r.;
- skoro nie ma Wielkiej Wojny, to nie ma i rewolucji w Rosji — nie ma Lenina, Stalina, a bolszewicy nie wychodzą nigdy poza kilka niewielkich portali internetowych;
- skoro Wettynowie zasiadają i na tronie londyńskim, i w Belgii (i pewnie gdzieś jeszcze..), to w ogóle nie mamy większych problemów w tej części świata;
- skoro tak, to pewien malarz maluje, jego obrazki nieźle się sprzedają w mieszczańskich i burżuazyjnych domach (od Wiednia po Monachium), nie musi przymierać głodem i błąkać się po przytułkach — wieczorami zabawia kamratów bajdurzeniem przy kuflu, no ale przecież nikt nie traktuje poważnie podchmielonego dziwaka…
Takie mogłyby być losy tej części Europy (i świata), gdyby w 1791 roku skrzydełka motyla zafurkotały nieco inaczej…