Pytanie czy zdjęcie reporterskie jest utworem w rozumieniu prawa autorskiego? brzmi jak herezja, niemniej jak się okazuje może się zdarzyć, że nawet idąc z tym pytaniem do sądu uzyskamy kuriozalną odpowiedź. Druga sprawa, na którą zawsze warto zwracać uwagę to oczywiście zasada, żeby nie przeholować z wysokością roszczeń (na podstawie wyroku Sądu Apelacyjnego w Białymstoku 29 stycznia 2015 r., sygn. akt I ACa 731/14)

Sprawy miały się następująco: autor zdjęcia prezentującego zawodników (zanonimizowanej) drużyny sportowej futbolu amerykańskiego pozwał wydawcę portalu informacyjnego żądając 3,3 tys. złotych tytułem odszkodowania za bezprawne rozpowszechnienie fotografii. Pozwany pobrał zdjęcie ze strony internetowej stowarzyszenia powiązanego z drużyną, za zgodą prezesa.
Sąd I instancji oddalił powództwo: serwis miał prawo rozpowszechnić fotografię, ponieważ korzystał z praw przysługujących stowarzyszeniu, które miało z autorem umowę licencyjną (niewyłączną). Umowa wyraźnie mówiła, że zdjęcia mogą być publikowane razem z artykułami promocyjnymi, zatem skoro artykuł opublikowany w portalu miał charakter promocyjny i marketingowy, to prawa twórcy nie zostały naruszone. Publikacja miała charakter informacyjny (nie był to tekst komercyjny), natomiast samo ujęcie miało charakter reporterski, przez co nie miało twórczego wkładu i było pozbawione cech dzieła artystycznego. Zdaniem sądu nie doszło do naruszenia praw autorskich powoda, a co za tym idzie nie należy mu się jakiekolwiek odszkodowanie.
Apelację od wyroku wniósł fotograf, sąd II instancji co do zasady podzielił jego racje (ale nie co do wysokości dochodzonego odszkodowania). Rację miał powód wskazując, że reporterski charakter ujęcia nie może być przeszkodą do zakwalifikowania go jaku utworu — „nawet przyjęcie reporterskiego charakteru zdjęcia nie odbiera mu waloru utworu. Z faktu wykonania fotografii podczas zawodów sportowych i uwiecznienia na niej pewnej sytuacji mającej miejsce w danej chwili na boisku, nie można wywodzić wniosku, że przez to jest ono pozbawione twórczego wkładu”. Przecież utworem jest każdy przejaw działalności twórczej, pod warunkiem dostatecznego zindywidualizowania — byle był ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od tego jaką ma wartość, przeznaczenie i jaki jest sposób wyrażenia.
Ochronie prawno-autorskiej podlega fotografia, którą cechują elementy twórcze, choćby na minimalnym poziomie, natomiast nie podlega fotografia czysto rejestracyjna.
Oznacza to, że fotografia zawodnika, który „biegnie z piłką i jest goniony przez zawodnika drużyny przeciwnej” stanowi utwór w rozumieniu przepisów prawa autorskiego, zwłaszcza, że „zdjęcie zostało wykonane w trybie preselekcji przesłony celem wyodrębnienia elementu wiodącego z tła, nie zaś w programie pełnej automatyki” (sic! — od razu wyjaśnię, że oczywiście z sądem się zgadzam, natomiast śmieję się z wnioskowania, że użycie takiego nastawu aparatu przydaje zdjęciu twórczego charakteru).
Zdaniem sądu II instancji portal mógłby wykorzystać nieszczęsne zdjęcie na zasadach prawa przedruku (art. 25 ust. 1 pr.aut.) gdyby… można było uznać przekaz internetowy za prasę — ale w tym celu powinien on spełniać wymogi określone w art. 7 ust. 2 pkt. 1 prawa prasowego — ale skoro zatem prasa ukazująca się w internecie nie może być utożsamiana z witryną internetową, w sprawie nie było podstaw do zastosowania instytucji prawa przedruku (sic! — po pierwsze sąd naprawdę nie zauważył art. 25 ust. 4 pr.aut.; po drugie skoro to był portal informacyjny, to nie powinien mieć problemu z definicją prasy w rozumieniu prawa prasowego!).
Na panewce spalił także plan z powołaniem się na rzekomo udzieloną przez drużynę sublicencję: po pierwsze wydawca portalu nie przytoczył na tę okoliczność żadnego dowodu, po drugie zgodnie art. 67 ust. 3 pr.aut. licencjobiorca nie może udzielić sublicencji bez wyraźnej zgody autora — zatem powinnością portalu było ewentualnie wykazać choćby tę okoliczność (która mogłaby hipotetycznie uprawdopodabniać taką koncepcję).
Biorąc to wszystko pod uwagę sąd ocenił, że wynagrodzenie za korzystanie ze zdjęcia wynosić powinno 150 złotych — powód wprawdzie liczył sobie należność wg nieszczęsnych tabel (por. tekst o tabelach ZPAF sprzed 8 lat) — jednak biegły podpowiedział sądowi, że przy ustalaniu wynagrodzenia twórcy, którego prawa zostały naruszone, należy brać pod uwagę takie czynniki na wynagrodzenie z tytułu udzielonej licencji jak choćby „dorobek artystyczny autora, popularność jego nazwiska, zastosowana technika wykonania, czy też porównywalne ceny na danym rynku za tego typu zdjęcie”. I wprawdzie biegły wskazał kwotę 100 złotych, ale sąd zdecydował się na zastosowanie art. 322 kpc — i podwyższył należność do 150 złotych. Zważywszy natomiast na umyślność naruszenia prawa przez wydawcę portalu (orzeczenie wydano przed wyrokiem TK w sprawie „trzykrotności”, SK 32/14) — wyszło całe pięćset.
A skoro tak to:
- pozwany zapłaci fotografowi 500 złotych odszkodowania z odsetkami ustawowymi od 24 grudnia 2013 r. — tytułem odszkodowania za naruszenie autorskich praw majątkowych;
- fotograf zapłaci pozwanemu 238 złotych tytułem zwrotu kosztów procesu za I instancję — bo „wygrał ale przegrał”;
- fotograf ma wpłacić do kasy sądu 125,44 złotych tytułem brakujących kosztów sądowych;
- pozwany dopłaci 22,14 złotych j.w.;
- za II instancję kosztów od fotografa dla pozwanego jest 229 złotych (znów koszty procesu w postępowaniu apelacyjnym).
Podsumowując: po słusznie wygranym procesie fotograf będzie w plecy jakieś 20 złotych (odsetki liczone do dnia wydania wyroku to prawie 70 złotych i tylko one pozwoliły na zniwelowanie straty) — natomiast pozwanego przegrana kosztowała ok. 125 złotych (z czego 2/3 to właśnie odsetki).
Wnioski można wyciągnąć sobie samemu :)