W kolejnym odcinku wakacyjnych podsumowań z cyklu „podróże z psem kształcą jeszcze bardziej” czas na coś prze-niesamowitego — i chyba nieco niedostrzeganego (sądzę po sobie). Czyli piękna Magura Spiska, którą właściwie udało się nam tylko liznąć wchodząc (całkiem niekrótkim szlakiem) na Veterný vrch.

Bez sięgania do konspektów: Spišská Magura na mapie to ten duży zielony placek, doklejony pod maluśkimi Pieninami. Położona jest blisko Tatr Bielskich, toteż Magurę Spiską można atakować także ze Zdziaru (o naszych wyczynach w Tatrach Bielskich już za tydzień).
A atakować warto, bo… bo dawno nie widziałem równie nieuczęszczanych gór. Dość rzec, że podczas łącznie ośmiogodzinnej wędrówki z Przełęczy Magurskiej na Wietrzny Wierch i nazad nie spotkaliśmy dosłownie nikogo (prócz pasażerów aut, które obowiązkowo wjeżdżają we wszystkie tamtejsze góry…). Tylko na samym wierzchołku pojawiła się słowacka rodzinka, ale oni najpewniej wybrali nieco inny (łatwiejszy) szlak.

Słowem: jeśli macie potrzebę wybrać się z psem w góry, trudno będzie wyobrazić sobie miejsce doskonalsze. Olbrzymie lasy, piękne widoki (Veterný vrch zawdzięcza je jakiemuś huraganowi sprzed lat, który skosił drzewa porastające wierzchołek…), ciekawe i naprawdę długie szlaki (warto mieć oczy dookoła głowy, bo czasem znakowany szlak potrafi zrobić spiskiego psikusa i zawinąć się niezłym zawijasem) — czego chcieć więcej?

Nie chcę uchodzić za eksperta od Magury Spiskiej — osiem godzin na szlaku to zdecydowanie za mało, by mówić o czymkolwiek więcej niż przeczuciach. Niemniej wydaje mi się, że jeśli istnieje gdzieś psi raj na ziemi — to jest to słowacki raj, któremu na imię Spišská Magura właśnie.

To chyba wyraźny sygnał, że w przyszłym roku będzie trzeba się przyjrzeć bliżej tej pięknej krainie.