Wyłącznie z kronikarskiego obowiązku — a także z wyrachowania, wszakże fraza „Dolina Chochołowska pies” musi generować trochę ruchu z wyszukiwarki — na łamach Czasopisma Lege Artis pojawia się także relacja z naszej wakacyjnej tatrzańskiej wycieczki do Doliny Chochołowskiej.
Relacja krótka, zdjęć mało — nie dlatego, żebym w ten sposób chciał bojkotować politykę Tatrzańskiego Parku Narodowego, który zamyka polskie Tatry dla psów — po prostu jestem zdania, że Dolina Chochołowska jest nudna, niezależnie od tego czy idziecie tam z czworonogiem czy bez.
Okiem sceptyka Dolina Chochołowska to przede wszystkim:
- niezliczone tłumy snujące się po asfaltowej drodze, która bodajże dopiero w połowie dystansu przechodzi w coś normalniejszego (mieliśmy fuksa, bo poszliśmy tam już po ostatnim weekendzie wakacji, więc ludzi było znacznie mniej niż zwykle),
- mijające nas okropne traktory udające pociągi oraz konne dorożki (dobrze, że nie ma tu wozów jakże znanych z szosy do Moka),
- dwie godziny dreptania w górę i prawie dwie godziny schodzenia w tej apokaliptycznej scenerii,
- kiepskie widoki z okolic schroniska (warto podejść pod kaplicę).
Tak, wiem, że jest to jedyny szlak w polskich Tatrach, na który można legalnie wejść z psem — furda patriotyzm, skoro kilka wiorst dalej, czyli na Słowacji, mamy:
- możliwość wejścia na szlak bez opłat — tak, TANAP nie sprzedaje biletów za wejście w góry;
- 100% gór dostępnych dla psa i jego przewodnika — od kilku lat w TANAP-ie nie ma ograniczeń jeśli chodzi o łazęgę z psem (precyzuję: nie tyle w parku, ile w słowackich parkach).
Reasumując: jeśli tylko wasz pies ma paszport — zrobicie znacznie lepszy interes wyskakując ze zwierzakiem w Tatry słowackie. Jeśli szukacie inspiracji, można sobie poklikać w zdjęcia powyżej — każde z nich skrywa link opisujący znacznie ciekawszą wycieczkę.