Czy właściciel stajni ponosi odpowiedzialność za stratowanie pracownika na padoku?

W dotychczasowych rozważaniach o ryzyku prawnym związanym z posiadaniem zwierzaka zajmowaliśmy się już pogryzieniem przez psa oraz wątpliwościami wynikającymi z brakiem kontaktu fizycznego zwierzęcia z poszkodowanym — a nie było jeszcze nic o osobach pracujących przy zwierzętach. Dziś zatem czas na kilka zdań o odpowiedzialności prowadzącego stajnię za stratowanie pracownika na padoku przez rozjuszone zwierzę: czy właściciel stajni ponosi odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną przez zwierzę? czy podstawą odpowiedzialności będzie art. 431 par. 1 kc? jakie konsekwencje będzie miało przyczynienie się pracownika do powstania szkody? (wyrok Sądu Apelacyjnego w Szczecinie z 2 czerwca 2016 r., sygn. akt I ACa 17/16).


Odpowiedzialność prowadzącego stajnię stratowanie padok
Dawno nie widziałem wielbłąda, zatem jako ilustracja tekstu musi wystarczyć fotografia krowy z Pienin (fot. Magdalena Rudak, CC-BY-SA 3.0)

Sprawy miały się następująco: 10 kwietnia 2010 r. pracownica zatrudniona na umowie zleceniu na Rancho Ponderosa jako opiekunka małych zwierząt i recepcjonistka została poturbowana przez goniącego ją wielbłąda. Do wypadku doszło podczas próby podania lekarstwa innemu zwierzęcia: na padoku doszło do zamieszania, kobieta zauważyła, że goni ją agresywny wielbłąd, więc zaczęła uciekać, jednak przeskakując przez zamykający łańcuch przewróciła się i upadła — wówczas zwierzę ją dopadło.

W wyniku zdarzenia pracownica doznała obustronnej odmy opłucnej, złamania żeber, urazu jamy brzusznej z pęknięciem śledziony (którą jej usunięto) i lewego nadnercza, krwawienia do jamy otrzewnowej, złamania prawej kości ramiennej oraz złamania wyrostków poprzecznych kręgów piersiowych. Dodatkowo zaczęła cierpieć na lęk przed zwierzętami, popada w depresje (lekarz rozpoznał u niej PTSD), utraciła sprawność fizyczną, wymaga pomocy przy czynnościach życiowych, wymaga pomocy psychoterapeuty.

W związku z konsekwencjami poszkodowana wniosła przeciwko spółce prowadzącej mini-ZOO powództwo, żądając m.in. 150 tys. złotych zadośćuczynienia.

Zdaniem pracodawcy (oraz ubezpieczyciela występującego jako interwenient uboczny) roszczenie było całkowicie niezasadne: wypadek miał miejsce z winy powódki, przyczyną było nieprawidłowe zachowanie powódki w otoczeniu zwierzęcia. Kobieta z własnej woli znalazła się na wybiegu wielbłądów — chociaż jej zakres obowiązków nie obejmował opieki nad dużymi zwierzętami, poszła tam z ciekawości przyjrzeć się nowo narodzonemu wielbłądziątku. Przyczyną szkód na zdrowiu nie było pogryzienie przez wielbłąda, lecz nieracjonalna decyzja o salwowaniu się ucieczką z padoku i upadek.

Sąd I instancji co do zasady roszczenie uwzględnił i przyznał kobiecie 121 tys. złotych zadośćuczynienia. Strona pozwana ponosi odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną przez wielbłąda na zasadach określonych w art. 431 par. 1 kc — jako za zwierzę, które „chowa albo się nim posługuje”, a szkoda została wyrządzona „własnym popędem” zwierzęcia — gdyby zwierzę było kierowane przez człowieka, odpowiedzialność opierałaby się na art. 415 kc.

Wina w nadzorze wynikała z zaniedbań w zakresie BHP: Rancho Ponderosa miała obowiązek zapewnienia bezpiecznych warunków wykonywania pracy także osobom zatrudnionym na zlecenie (art. 304 par. 1 kp w zw. z art. 207 par. 2 kp). Trzymając w menażerii wielbłąda — zwierzęcia kopiącego i gryzącego w rozumieniu rozporządzenia MŚ w sprawie BHP w ogrodach zoologicznych — należało stosować specjalne środki bezpieczeństwa, a tymczasem akcja zaganiania wielbłądzicy była prowadzona w sposób chaotyczny; co gorsza na ogół każdy pracownik mógł wejść w każdym momencie do zagrody ze zwierzętami. (Warto dodać, że po wypadku była kontrola PIP, po której nakazano usunięcie szeregu nieprawidłowości: m.in. zapewnić środki techniczne do przepędzania, odławiania i odstraszania zwierząt oraz ustalić zasady wchodzenia do pomieszczeń ze zwierzętami; ale już prokuratura, która prowadziła śledztwo w kierunku art. 220 par. 2 kk umorzyła postępowanie ze względu na brak znamion czynu zabronionego.)

Nie ma przy tym znaczenia, że część obrażeń jest skutkiem upadku, a część powstała wskutek ataku wielbłąda: powódka uciekała i upadła wskutek ataku zwierzęcia, zatem zachodzi adekwatny związek przyczynowy (art. 361 par. 1 kc). Powódce przysługuje odszkodowanie za delikt (art. 444 par. 1 kc) oraz zadośćuczynienie z art. 445 par. 1 kc.

Wniesione przez obu pozwanych apelacje okazały się częściowo skuteczne. Niewątpliwie odpowiedzialność pracodawcy zatrudniającego pracowników do opieki nad zwierzętami opiera się na tym samym art. 431 par. 1 kc, albowiem osoba, która zwierzę chowa odpowiada także za szkodę wyrządzoną osobie, której powierzono pieczę nad zwierzęciem. W tym przypadku niewłaściwy nadzór i bagatelizowanie zagrożeń wynikających z utrzymywania niebezpiecznych stworzeń przekładają się na brak możliwości ekskulpacji — i chociaż nie ma możliwości by procedury uchroniły osoby przed wszystkimi możliwymi zagrożeniami — to jednak pozwany pracodawca zaniedbał podstawowych szkoleń w zakresie bezpieczeństwa w postępowaniu z wielbłądami.

Nie można zatem powiedzieć, iżby szkoda wynikała wyłącznie z faktu samowolnego wejścia powódki na wybieg, wyłączając związek przyczynowy między uchybieniami a szkodą powstałą wskutek wypadku: skoro wszyscy pracownicy mieli nieograniczony dostęp do zwierząt i rzeczywiście wchodzili do zagród, nie opracowano procedur wejścia do zagród, zaś niebezpiecznemu wielbłądowi nie założono nawet kagańca — to oznacza, że pozwana zaniedbała swoich obowiązków w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa.

Niemniej w ocenie sądu II instancji zasadne okazały się zarzuty przyczynienia się powódki do powstania szkody: kobieta nie powinna była wchodzić do pomieszczeń i na wybieg wielbłądów, zwłaszcza, że nie otrzymała takiego polecenia od przełożonych, ani nawet nie zasygnalizowała takiego zamiaru. Sąd przyjął, że kobieta przyczyniła się do powstania szkody w 50% — czyli o tyle powinna być zredukowana suma zadośćuczynienia. Co więcej sąd przyjął, że adekwatną do skutków zdarzenia „odpowiednią sumą” w rozumieniu art. 445 par. 1 kc — biorąc pod uwagę rozległość obrażeń doznanych w wypadku, ale i pomyślność leczenia i rehabilitacji — jest 80 tys. złotych.

Stąd zaskarżony wyrok został zmieniony, ostatecznie kobiecie przyznano 40 tys. złotych. A skoro strona pozwana uległa tylko częściowo, zmienił się rozkład kosztów procesu i kosztów sądowych: powódka musi zapłacić ex-pracodawcy 1,9 tys. złotych tytułem koszów za I instancję oraz 4,9 tys. kosztów za II instancję, zaś z kwoty zadośćuczynienia ma być ściągnięte 5,2 tys. złotych tytułem części nieuiszczonych kosztów sądowych
Rachunek jest prosty: koszty i opłaty zeżrą połowę odsetek od tego co zapłaci pracodawca.

subskrybuj
Powiadom o
guest

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

2 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
2
0
komentarze są tam :-)x