A teraz coś z nieco innej beczki: otóż w serwisie internetowym SN.pl opublikowano uzasadnienie wyroku, na który jakiś czas temu powoływał się adw. Roman Giertych twierdząc, iż „powoływanie się na art. 14 [ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną] jest od dziś możliwe tylko w sytuacji, gdy portal udowodni, że nie miał wiedzy o treści komentarza” (wyrok Sądu Najwyższego z 30 września 2016 r., I CSK 598/15). Zatem: jak to zdaniem SN jest z tą wiedzą o chamskich komentarzach opublikowanych pod tekstami w internecie i jaki ma to wpływ na odpowiedzialność portalu?
Rzeczy miały się jak w tekście „Obraźliwe komentarze w internecie to nie listy do redakcji” (plus szybki komentarz z początku października): Roman Giertych pozwał wydawcę „Faktu” za to, że pod tekstem opublikowanym w portalu pojawiły się obraźliwe komentarze internautów. Zdaniem adwokata wydawca portalu powinien odpowiadać za komentarze jak za listy do redakcji. Spór przeszedł przez cały cykl instancyjny, roszczenia powoda zostały oddalone, jednak SN wyrok uchylił — bazując nie tyle na koncepcji listów do redakcji, ile na braku dostatecznego wyjaśnienia czy usługodawca wiedział o treści chamskich komentarzy (aczkolwiek samo orzeczenie odnosiło się do naruszenia prawa procesowego, I CSK 128/13).
Druga tura w drugiej instancji skończyła się tak samo: sąd oddalił powództwo, ponieważ powód powinien był wykazać przesłanki z art. 14 UoŚUDE, zaś prasa ponosi co do zasady odpowiedzialność za materiały redakcyjne — nie za komentarze. Redakcja portalu Fakt.pl mogłaby odpowiadać za opublikowane treści gdyby ich rozpowszechnienie było efektem pracy redaktorskiej — ale ani moderacja, ani tym bardziej jej brak, nie oznacza, że komentarz internauty ma charakter materiału prasowego (wyrok SA w Warszawie z 27 lutego 2015 r., sygn. akt VI ACa 262/14).
Roman Giertych ponownie wniósł skargę kasacyjną… i sprawa znów wraca do Sądu Apelacyjnego. A oto jak wygląda ocena zaprezentowana przez Sąd Najwyższy (będzie w punktach, bo tak dobitniej):
- nie chwycił zarzut związania sądu II instancją oceną wyrażoną przez SN (art. 398(20) kpc): skoro tamta skarga chwyciła wyłącznie ze względów proceduralnych, to ponownie rozpoznając sprawę sąd II instancji nie był związany wcześniejszym wyrokiem kasacyjnym;
- rację miał sąd I instancji, że nie miały zastosowania przepisy prawa prasowego — komentarze nie pochodziły od redakcji, nie były weryfikowane przez redaktorów (art. 12 ust. 1 prawa prasowego) — nie mogą być zatem kwalifikowane jako materiały prasowe w rozumieniu art. 7 ust. 2 pkt 4 prawa prasowego;
- natomiast rozstrzygnięcie w sprawie nie mogło być oparte wyłącznie o dyspozycję art. 14-15 UoŚUDE — które mówią wyłącznie o wyłączeniu odpowiedzialności administratora portalu internetowego — skoro więc komentarze naruszały dobra osobiste powoda, obowiązkiem sądu było dokonanie oceny przez pryzmat art. 24 par. 1 kc;
- zdaniem SN w świetle art. 24 kc nie budzi wątpliwości, iż strona pozwana „swoim zachowaniem przyczyniła się w istotny sposób do naruszenia dóbr osobistych powoda, skoro świadcząc usługi hostingu nie tylko udostępniała powierzchnię dyskową, celem przechowywania informacji dostarczonych przez usługobiorców o treści obraźliwej dla powoda, ale także umożliwiała dostęp do tych treści i zapoznawanie się z nimi przez inne osoby” (oraz miała możliwości techniczne zablokowania dostępu do takich treści lub ich usunięcia);
- oznacza to, że art. 24 par. 1 kc nie ma zastosowania wyłącznie do bezpośrednich sprawców naruszenia dóbr osobistych (anonimowych autorów), lecz odnosi się do wszelkich działań podmiotu, które powodują lub przyczyniają się do naruszenia dóbr osobistych (zdaniem SN w takim przypadku zbędne jest odwołanie się do instytucji pomocnictwa, art. 422 kc);
- skoro więc obsmarowany w internecie nie ma obowiązku szukania i czytania komentarzy o sobie — może zatem w ogóle nie wiedzieć, że pojawiły się komentarze urągające jego godności — to zastosowanie art. 14 UoŚUDE i obciążenie poszkodowanego dowodem, że usługodawca wiedział o bezprawnych komentarzach, czyniłoby ochronę dóbr osobistych instytucją iluzoryczną;
- w przypadku usługodawcy wystarczałoby bowiem powołanie się na art. 15 UoŚUDE, który zwalnia go z obowiązku sprawdzania udostępnianych danych pochodzących od użytkowników — a „nie takie są cele ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną” — a przecież art. 14 ust. 1 UoŚUDE nie modyfikuje wynikających z art. 24 par. 1 kc zasad dotyczących ciężaru dowodu;
- oznacza to, że ewentualną odpowiedzialność administratora portalu za naruszenie dóbr osobistych w wypowiedziach anonimowych internautów należy oceniać przez pryzmat art. 24 par. 1 kc w zw. z art. 14 ust. 1 UoŚUDE — ergo to pozwany ma obowiązek udowodnienia, że nie wiedział o obelżywych wpisach;
- i teraz chyba kluczowa sprawa — Sąd Najwyższy zauważył, że komentarze w portalu były moderowane: Fakt.pl zatrudniał w tym celu 6-7 pracowników, posługiwał się odpowiednim oprogramowaniem filtrującym wulgaryzmy, reszta bywała usuwana w trybie ręcznej postmoderacji. Jednak nawet biegłym informatykom nie udało się ustalić czy komentarze będące przedmiotem sporu były usuwane tylko na wezwanie osób zainteresowanych, czy też także wskutek własnego przeglądu (podobnie zainstalowany system nie pozwala na ustalenie czy moderatorzy w ogóle czytali komentarze) — i to ta właśnie okoliczność dała asumpt do konkluzji, że brak takiej możliwości nie może obciążać powoda, lecz to na pozwanym spoczywa ciężar wykazania braku bezprawności;
- na marginesie: SN zwraca uwagę, że usługodawca nie powinien komentarzy usuwać — powinien je zablokować, bo być może w ten sposób biegły mógłby zweryfikować czy wpisy były moderowane z własnej inicjatywy wydawcy (literalnie rzecz ujmując art. 14 ust. 1 UoŚUDE mówi o „uniemożliwieniu dostępu” do danych);
- co ciekawe zdaniem Sądu Najwyższego „wiedzą” z art. 14 ust. 1 UoŚUDE ma być także wynikająca z wcześniejszego doświadczenia administratora świadomość, że mogą pojawiać się komentarze o treści naruszającej dobra osobiste innych osób — a godząc się z tym nie podejmuje stosownych działań, i to mimo tego, że zatrudnia moderatorów (którzy być może skupiają się na usuwaniu wpisów naruszających interesy ekonomiczne usługodawcy — treści reklamowe, etc.) — taka wiedza oczywiście wyklucza możliwość powołania się na art. 15 UoŚUDE.
Konkluzja: po pierwsze mam wrażenie, że nie jest chyba aż tak źle jak chciałby tego Roman Giertych — o raczej potwierdzają się moje przypuszczenia. Jasne, nie wiem dlaczego Sąd Najwyższy wydaje się dawać prymat art. 24 kc nad art. 14 UoŚUDE (myślę, że jeśli traktować normy w kategoriach relacji ogólna-szczególna, to lex specialis widziałbym raczej w art. 14 UoŚUDE, zaś art. 23 kc na pewno nie jest „ważniejszy” od innych przepisów), jednak mimo to wyjście od kwestii przerzucenia ciężaru dowodu jak w art. 24 kc aż taki szokujący nie jest.
Potwierdziła się także presumpcja, iż istotą sporu był fakt zatrudniania moderatorów w kontekście „wiedzy” (art. 15 UoŚUDE) — bo skoro usługodawca moderuje, to powinien wiedzieć, a skoro mówi, że nie wiedział to… niech udowodni, że rzeczywiście nie wiedział (i ty chyba nawet nie ma potrzeby do budowania dziwnych relacji jak w poprzednim akapicie). Co by oznaczało, że nie tyle portal musi udowadniać, że nie wiedział o bezprawnych komentarzach — ile musi postarać się wykazać, że pomimo podjęcia moderacji (która w kontekście art. 15 UoŚUDE wydaje się być pewną nadgorliwością) jednak wypowiedzi tych nie znał.
Niepokojąco wyglądałaby natomiast próba przełożenia tych relacji na każdego e-usługodawcę — także tego, który nie sprawdza danych dostarczanych przez użytkowników (bo nie musi!) — i to niezależnie od tego czy sprawa dotyczy naruszenia dóbr osobistych, udostępniania utworów z naruszeniem praw autorskich, podżegania do przestępstwa, etc. (kategorii spraw, które mogą mieć normatywne preferencje mógłbym wskazać kilka). Niemniej niezależnie od tego wszystkiego co zostało powiedziane w uzasadnieniu orzeczenia będę się trzymał tego, że art. 14-15 UoŚUDE obowiązują dopóty, dopóki nie zostaną uchylone.
Tak czy inaczej passus „jest od dziś możliwe tylko w sytuacji” wkładam między wszystkie inne publicystyczne próby zbudowania zgrabnego sylogizmu — pewnie też bym tak powiedział, pewnie też bym się obawiał, że ktoś spróbuje rozkminić jaka jest rzeczywistość.