Czy portal ma obowiązek aktualizacji starych tekstów — jeśli sprawy się wyjaśniły, oskarżenia upadły, etc.?

Czy prasa ponosi odpowiedzialność za naruszenie dóbr osobistych w archiwalnych tekstach — które dobra naruszają nie przez to, że zostały źle napisane, lecz dlatego, że zmieniła się sytuacja? Czyli czy dziennikarze powinni weryfikować informacje nie tylko przed opublikowaniem artykułu — ale także (rok, dwa, pięć) po ich rozpowszechnieniu? Czy zatem można mówić o odpowiedzialności portalu za tekst sprzed lat — odpowiedzialności, która wynika z tego, że później się okazało, że wszyscy się mylili? (wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 17 czerwca 2014 r., sygn. akt I ACa 74/14).


odpowiedzialność portalu tekst sprzed lat
Dla jasności: media nie ponoszą odpowiedzialności za rzetelne teksty archiwalne — natomiast omawiane orzeczenie nie odnosi się do naruszenia dóbr np. w sfingowanych wywiadach

Spór dotyczył kwestii opublikowania informacji o prowadzonym postępowaniu prokuratorskim dotyczącym mężczyzny, który od 2000 r. był inwestorem giełdowym. W 2005 r. biznesmen był podejrzewany o wyłudzenia podatkowe, wydano za nim list gończy i ENA, a sprawą interesowały się media, w tym niewielki lokalny portal internetowy, w którym wspomniano o poczynaniach biznesmena, rzekomych oszustwach podatkowych przy przejmowaniu browaru i o jego majątku („List gończy za G.”).

Tymczasem jeszcze w 2005 r. środki zapobiegawcze zostały uchylone, w 2007 r. postępowanie umorzone — a w 2012 r. biznesmen dowiedział się o publikacji w portalu, z której jego zdaniem wynikało, że nadal jest ścigany — zwrócił się więc do wydawcy portalu z żądaniem usunięcia artykułu i zaprzestania dalszych publikacji.

Portal odmówił usunięcia tekstu, zatem do sądu trafił pozew o ochronę dóbr osobistych. Powód zarzucał, że publikacja narusza jego dobre imię i prawo do prywatności, w związku z czym zażądał m.in. przeprosin (także w innych portalach, co wyceniono na 590 tys. złotych), usunięcia informacji, zakazania publikacji oraz 50 tys. złotych na cel społeczny.
Zdaniem pozwanego wydawcy powództwo było nieuzasadnione: artykuł ma charakter historyczny i dotyczył zdarzeń prawdziwych w chwili opisywania. Powód jest osobą lokalnie znaną, za publikacją przemawiał interes publiczny, informacje nie naruszają dóbr osobistych powoda, roszczenia są wygórowane, zaś w części majątkowej są przedawnione.

Sąd I instancji ocenił, że utrzymywanie w portalu zdezaktualizowanych informacji (z datą „22 kwietnia 2005 r.”) naruszyło dobre imię powoda. Wynikać to miało z faktu, że w tekście posługiwano się zwrotami „wczoraj”, „w czwartek”, „jesienią zeszłego roku”, które niewprawnemu czytelnikowi mogły sugerować, że opisywane są aktualne wydarzenia. Tekst, który przez 5 lat miał 3812 odsłon, nie był zarchiwizowany i każdy użytkownik portalu miał do niego nieograniczony dostęp (także z wyszukiwarki).

Sąd podkreślił, że oceny naruszenia dóbr osobistych nie zmienia okoliczność, że informacje były prawdziwe w chwili publikacji — opisywane zdarzenia miały miejsce, a tekst był oparty na rzetelnym źródle. Zdaniem sądu czytelnik, który zapoznaje się ze zdezaktualizowanymi informacjami nie sprawdza daty publikacji, a nawet jeśli to uczyni, może nabrać przekonania, że sytuacja ciągnie się od wielu lat. Obowiązkiem prasy jest bowiem kompletne opisywanie zjawisk, pozwalając odbiorcy na uzyskanie pełnego obrazu zdarzeń — skoro sprawa miała dalszy ciąg, to należy się do takich faktów odnieść.
Ba, wydawca nie dodał słowa komentarza nawet po otrzymaniu wezwania od powoda — tekst był nadal dostępny w tej samej wersji.

Sąd nie uwzględnił natomiast zarzutów powoda odnoszących się do naruszenia prawa do prywatności biznesmena. Jako człowiek sukcesu musi on godzić się z szerszym zainteresowaniem społecznym dotyczącym jego życia — skoro informacje były publikowane także w innych mediach i pochodziły z jawnych źródeł, to publikacja nie naruszała jego prywatności.

Sąd nakazał pozwanemu wydawcy usunięcie artykułu oraz opublikowanie przeprosin (dwóch takich samych, od każdego ze wspólników — każde miało być utrzymywane przez jeden rok na pierwszej stronie portalu). Nie uwzględniono natomiast żądania w zakresie publikacji oświadczenia w innym portalu — pozwani nie dopuścili się naruszenia dóbr osobistych biznesmena poza ich własnym serwisem internetowym, odmówiono też wydania zakazu pisania o powodzie w przyszłości, nie zasądzono także żądanej kwoty na zbożny cel.

Diametralnie różną ocenę sprawy przedstawił sąd II instancji: po pierwsze artykuł był zgodny z rzeczywistością, jego autor dochował należytej staranności, informacje były rzetelne. Po drugie skoro publikacja tekstu była opatrzona datą „22 kwietnia 2005 r.”, to nie można powiedzieć, iżby przeciętny użytkownik internetu mógł odnieść wrażenie, że tekst był opublikowany niedawno i zawarte w nim informacje w dalszym ciągu są aktualne. Data ta oznacza albo dzień pierwotnej publikacji treści, albo też ostatniej modyfikacji danych — zawsze jednak jest sygnałem dla czytelnika z kiedy pochodzą wiadomości.

Pobłądził zatem sąd I instancji twierdząc, że w powszechnym odbiorze internet był źródłem wyłącznie informacji najświeższych i najbardziej aktualnych. Przeciętny użytkownik internetu jest świadom, że można natknąć się w portalach nawet na teksty z okolic 2000 roku, nie można przy tym robić pretensji wydawcom internetowym, że w swoich zasobach udostępniają nadal stare teksty, albowiem

Sieć internetowa straciłaby wiele ze swoich walorów, gdyby sprowadzić ją do roli na bieżąco aktualizowanej „encyklopedii”, gdyby „wyczyścić” ją z treści historycznych. Archiwizowane informacje, często nieaktualne, stają się bogatym źródłem informacji dla osób poszukujących w sieci szeroko pojętej wiedzy czy rozrywki. Należy w tym miejscu zauważyć, iż w tym względzie Internet nie różni się od mediów tradycyjnych. Wydania gazet, czasopism czy programów telewizyjnych również są składowane w archiwach, przy czym dostęp do nich dla użytkowników jest już znacznie trudniejszy.

Portal internetowy niewątpliwie jest prasą (art. 7 prawa prasowego), obowiązkiem prasy jest opisywanie zdarzeń aktualnych, jednak niezależnie od tego, że portal wydawany jest w internecie — nie ma obowiązku monitorowania opublikowanych wcześniej artykułów pod kątem ich aktualności. Prasa nie ma też powinności ponownego opisywania wcześniej poruszanych zagadnień z uwzględnieniem aktualnej sytuacji — zaś artykuły nieaktualne stanowią cenne źródło informacji o rzeczywistości w ówczesnym czasie. Wymóg śledzenia dalszych losów postaci dezorganizowałby i wypaczał sens pracy dziennikarzy.
Stąd też rzetelny i prawdziwy artykuł nie może sam przez siebie zacząć, wskutek upływu czasu, godzić w dobra osobiste opisywanych osób.

Owszem, wydawca po otrzymaniu informacji o umorzeniu postępowania i cofnięciu zarzutów powinien był jakoś się do tego odnieść — jednak żądanie usunięcia starego artykułu stanowiłoby niedozwoloną formę cenzury i ingerencji w autonomię prasy, która obejmuje także możliwość gromadzenia i archiwizacji dawnych wiadomości. Niemniej nawet utrzymanie tekstu w portalu nie oznaczało naruszenia dóbr osobistych biznesmena, albowiem aby do niego dotrzeć odbiorca musiałby się przekopać przez kilkaset innych tekstów — strona nie pojawiała się nawet po wpisaniu nazwiska powoda do wyszukiwarki internetowej (warunkiem łatwego dotarcia do spornego artykułu w wyszukiwarce było wpisanie jego tytułu („List gończy za G.”), a to oznaczałoby, że informacji poszukuje ktoś, kto zna sprawę.

Reasumując: portal nie ponosi odpowiedzialności za informacje archiwalne, jeśli do naruszenia dóbr osobistych miałoby dojść wskutek późniejszej zmiany sytuacji — żaden przepis prawa nie nakazuje prasie ciągłego weryfikowania historycznych informacji i uaktualniania opublikowanych artykułów ze względu na późniejszą zmianę sytuacji.

subskrybuj
Powiadom o
guest

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

6 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
6
0
komentarze są tam :-)x