Smog zaatakował polskie miasta, przekroczone zostały wszelkie możliwe normy jakości powietrza, władze niektórych miast wzywają do niewychodzenia z domu i odwołują zajęcia w szkołach — to chyba dobra okazja, bym podzielił się kilkoma własnymi opiniotwórczymi tezami.
Będzie w następujących puntach zaczepienia (dosłownie):
- podstawowe założenie (i problem): większość z nas tak ma, że bierze do siebie — odczuwa, zastanawia się, obawia, pragnie — wyłącznie zjawiska, które są tuż-tuż, których skutki są nieodwoływalne, nieodwracalne i nagłe;
- stąd dyskusja o skutkach smogu — czy to mordercze zagrożenie czy po prostu wymysł pięknoduchów — nie jest szczególnie łatwa: nawet jeśli wskutek zanieczyszczonego środowiska każdego roku ma umierać 50 tys. osób, to przecież nie wszyscy bezpośrednio zainteresowani zdają sobie sprawę z bieżących skutków życia w takim otoczeniu;
- gdyby smog zabijał jak kula karabinowa, o, na pewno każdy by wiedział jaka reagować — i nie byłoby pomyłek. Skoro jednak smog zabija powoli i niezauważalnie, a aferę robi się przez kilka dni w roku — kto będzie sobie zawracał głowę?
- (dygresyjnie: owa nagłość skutku odnosi się tak do pozytywnych jak i do negatywnych zjawisk; program 500+ (i cały socjal) jest dobry, bo pieniądze są potrzebne tu i teraz, i nie jest niedobry, bo jeśli wiąże się z deficytem, to jego skutki odczuwalne będą w przyszłości; wywłaszczenie OFE jest dobre, bo budżet ma plusy dodatnie tu i teraz, i nie jest niedobre, bo kiedyś coś się wymyśli; obniżenie wieku emerytalnego jest dobre, bo wcześniej Polak rzuci w cholerę robotę i nie jest niedobre, bo chyba rzeczywiście wysokość emerytury niekoniecznie musi zależeć od tego co się „odłoży”);
- stąd nie mam wątpliwości: przyjemnie jest dziś palić byle czym, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczyć na inne atrakcyjne dobra — jeśli za te przyjemności będzie trzeba zapłacić w przyszłości… a może wcale nie?!
- no właśnie: słyszę, że hasło smog to spisek — albo środowisk łupkowych, albo producentów i sprzedawców nowoczesnych kotłów (i samochodów), którzy chcą nas przekonać do zakupów, albo ekologów, którym zawsze mało — a przecież wszystkie wiemy, że polska gospodarka stoi węglem, więc jak jej zabrać ten węgiel to plajta-kryzys-krach;
- być może to prawda, być może raptowne wyczerpanie pokładów węgla rzeczywiście spowodowałoby ów krach — ale na szczęście wszystko wskazuje na to, że czarne złoto trochę czasu nam jeszcze da, pytanie czy będziemy umieli go wykorzystać?
- (kolejna dygresja, bo od lat chciałem to zdanie napisać: czy P.T. Czytelników nie dziwi, że nie wolno mi w domu trzymać jakiegoś Sako TRG, ale wolno posiadać bombę, którą mogę wysadzić w powietrze całą kamienicę? — tak, mam na myśli gaz, który umie zabijać. A czy nikogo nie dziwi, że można też trzymać w piwnicach urządzenia masowej zagłady — w przyszłości?);
- tymczasem mnie się autentycznie wydaje, że ten nieszczęsny smog 2017 (i następne) może być większym nieszczęściem niż najeżdżające nas hordy muzułmańskie — smog lekceważony, smog polityczny (kto przeciw spalaniu węgla ten nie-Polak!), smog odroczony w skutkach;
- kolejny mój konik to oczywiście dizle — chociaż argument, że smog pojawił się w długi weekend, kiedy aut jeździ mniej, wystarczy przejść się chłodnym porankiem po polskich podwórkach i zobaczyć plagę: samochód wesoło terkoce na jałowym biegu, kierowca skrobie szybę… tumany siwego dymu spowijają te nasze podwórka (dlaczego podkreśliłem owe dizle? bo silniki wysokoprężne dodatkowo emitują ten specyficzny łoskot… o zanieczyszczeniu hałasem może później);
- czy zatem smog to polityka? osobiście nie sądzę — nawet jeśli cierpieć mają przyszłe pokolenia, nawet jeśli uważamy, że wyśrubowane normy (i ich realne przestrzeganie!) może spowodować jakieś negatywne skutki — czy zostawienie spraw takimi jakie są teraz nie będzie miało negatywnych skutków? czy można stosować metodę strusia?
Najgorsze jest to, że chyba z tej sytuacji nie ma szans wyjścia — tj. oczywiście wyjście jest, ale szans dojścia do tego wyjścia nie ma…