Sam nie wiem co jest takiego w tych oczadziałych zwyrodnialcach, że tak bardzo lubię czytać ich biografie… Hitler, Himmler, Stalin — teraz wreszcie minister propagandy i oświecenia publicznego w rządzie Trzeciej Rzeszy… „Goebbels. Apostoł diabła” pióra Petera Longericha to kolejna bardzo dobra książka, którą naprawdę warto przeczytać dla zastanowienia: jak to jest, że konglomerat tak różnych postaci mógł doprowadzić dzieje historii do tak strasznego obrotu…
Pamiętacie tego ugrzecznionego i zakompleksionego dupka, który mimo tych cech — a może właśnie dzięki nim? — stał się drugą lewą ręką Führera? Zdumiewające, ale mimo pewnych różnic Joseph Goebbels był do Himmlera bardzo podobny: potworne kompleksy (acz nie w relacjach z płcią przeciwną — mimo niepełnosprawności dr Goebbels był istnym podrywaczem!) leczył ubiegając się o wysokie noty w oczach osób, które uważał za lepsze od siebie. Stąd początkowo zafascynowany ruchami radykalnie lewicowymi — właściwie do końca nazywał sam siebie socjalistą (początkowo także narodowym bolszewikiem, ba, szukał w swoich poglądach odniesienia do drogi Lenina) — w celu osiągnięcia pozycji politycznej zdecydował się na lawirowanie między bliską mu ideologicznie ultralewicową SA oraz obdarzonym silną osobowością oraz mocnym parciem do władzy, nawet za cenę sojuszu z konserwą Hitlerem… — i tak aż do makabrycznego końca. (Przypomnijmy, że małżeństwo Goebbelsów popełniło samobójstwo w bunkrze Führera uprzednio zabijając szóstkę swoich dzieci — każde o imieniu rozpoczynającym się na „H”…)
Poza tym dowiadujemy się, że jednak Goebbels nie był takim geniuszem jak go malują, a wspaniały odbiór jego teorii i przemówień — głównie w prasie i radiu — wynikał z przekazów dnia przesyłanych z góry do dołu. Z drugiej strony niejednokrotnie potrafił tak dobierać argumentację, jak było to wymagane w danym momencie: studzić nastroje, jeśli euforia byłaby szkodliwa, podkręcać, jeśli władza wymagała adrenaliny. Z trzeciej jednak strony — zawsze w cieniu Hitlera i jego świty, zawsze zaprzeczający swoim opiniom (o ile w ogóle je miał), byle iść w ślad myśli Führera…
Wracając do samej książki: jak wszystkie dzieła z serii „oblicza zła (Prószyński i S-ka) życiorys Goebbelsa jest znakomicie udokumentowany — autor miał o tyle łatwiejsze zadanie, że ten aparatczyk przez znaczną część swego życia prowadził dość szczegółowe dzienniki.
Momentami rzecz nieco przytłacza szczegółowością, przez co temu na papierze jest tego przeszło 900 stron (znów pochwalam dzień, w którym zdecydowałem się na czytnik) — przyznam, że był to jeden z powodów, dla których książkę męczyłem prawie dwa miesiące (przerywając inną lekturą).
Resumując: „Goebbels. Apostoł diabła” naprawdę polecam, myślę, że nawet średnio wytrwały czytelnik znajdzie tu dla siebie kilkadziesiąt ciekawych passusów — z których wynika pewna smutna prawidłowość: że za często szumowina idzie łatwo do góry, o ile dobrze się podczepi.