W dużym skrócie (na książkę poświęciłem kilka wieczorów podczas wypadu w Hejszowinę, po co przedłużać recenzję): „Spod zamarzniętych powiek” (autorzy to Dominik Szczepański i Adam Bielecki) to dobra książka, którą można polecić każdemu miłośnikowi gór…

…jednak czytając ją cały czas nurtowała mnie myśl: czy książka napisana przez młodego himalaistę o imponującym dorobku (w tym pierwsze zimowe wejścia na Broad Peak i Gaszerbrum I) lecz — jakby na to nie patrzeć — niedużym doświadczeniu (i to mimo 20 lat wspinania) do dobry pomysł?
Na szczęście autorzy nie silili się na wątki autobiograficzne, które w przypadku młodego człowieka brzmiałyby dość trywialnie (tak czy inaczej brakuje mi ładnych kilkunastu lat w życiorysie Bieleckiego — coś za gładko przechodzi od pierwszych kroków w Tatrach i Alpach do pierwszego wyjazdu w góry wysokie). Niestety im dalej w las robi się tak samo jak w innych książkach o tej tematyce (którymi zaczytywałem się 20 z hakiem lat temu): wyszli do jedynki, zeszli z trójki, zostawili depozyt, zwiało im namiot. Prawdę mówiąc jak czytam takie książki to myślę, że wspinanie się w górach wysokich musi być naprawdę nudne ;-)
Przedostatni akapit poświęcam tym, na których nazwisko „Adam Bielecki” działa jak płachta na byka — a to oczywiście po głośnej tragedii na Broad Peaku (opisywać detali nie będę): nie byłem na takich wysokościach na jakich buduje się obozy bazowe pod tamtymi górami — nie mam zatem własnych doświadczeń jeśli chodzi o wydolność organizmu człowieka w takich warunkach — nie wiem też nic o odruchu trzymaniu się życia przez człowieka narażonego na jego utratę — ale wiem, że nikt kto tego nie przeżył (Karakorum zimą, 8000 metrów) naprawdę nic o tym nie wie.
Książkę warunkowo polecam — warunkowo, tj. wyłącznie fascynatom tematu lub tym, którzy wcześniej nie czytali podobnych pozycji. Poza tym chyba naprawdę znacznie ciekawsze — nawet jeśli nieco irytujące — są rzeczy pisane nieco z boku, przez laików (jak „Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak” Jacka Hugo-Badera).