Dokładnie 10 lat temu pisałem o tym jak powinna wyglądać konstytucja moich marzeń i dlaczego nie jest nią obecnie obowiązująca. Skoro zatem prezydent Duda przeczytał (?) i rzucił hasło referendum konstytucyjnego (nie precyzując jednak ani słowem jakie dokładnie zmiany ma na myśli) pozwolę sobie skromnie przedstawić jak wygląda liberalna propozycja nowej konstytucji.

Będzie w kropeczkach (i wybaczcie, że częściowo powielam to co pisałem dekadę temu — najwidoczniej jestem jak ta krowa):
- prawa człowieka: napisałem na końcu, ale przeniosłem na początek — w Konstytucji RP z 1997 r. mamy ich multum, ale cóż z tego, skoro część z nich jest ze sobą sprzeczna, a w dodatku zawsze się okazuje, że zawsze znajdzie się jakaś „uzasadniona przyczyna” dla ich ograniczenia (art. 31 ust. 3 Konstytucji RP). Tymczasem zasadą zasad powinno być, że prawa człowieka są święte — niech będzie ich mniej, nie trzeba skupiać się na wszystkim, ale jeśli ma być wyjątek — powinien być opisany bezpośrednio w konstytucji;
- trójpodział i równowaga władzy: czy P.T. Czytelników jeszcze nie śmieszy, że rząd „przepycha” nową ustawę jako projekt poselski, żeby uniknąć konsultacji publicznych niezbędnych przy przepisach pisanych przez władzę wykonawczą? który to obowiązek wynika z tak doniosłego aktu jak uchwała nr 190 Rady Ministrów — Regulamin pracy Rady Ministrów, czyli równie dobrze raz-dwa może go w ogóle nie być? Tymczasem zamiast tego rozdwojenia jaźni lepiej zafundować sobie proste zasady: rząd wykonuje prawo, które pisze legislatywa, od etapu projektu, do uchwalenia (rząd, który ma większość parlamentarną nie musi mieć własnej inicjatywy ustawodawczej — a jeśli nie ma, to niech się albo podaje do dymisji, albo wykonuje zadania). Plus bezwzględny zakaz łączenia mandatu pochodzącego z wyboru (posłowie, senatorowie) ze stanowiskami w rządzie, administracji, etc.;
- legislacja, parlament: nadal jestem zdania, że nie potrzebujemy 460 posłów i 100 senatorów, jestem jednak w stanie pójść na kompromis: niech w nowej konstytucji będzie Izba Poselska, w której zasiada 231 posłów oraz 35+ senatorów (po dwóch na każde województwo i jeden dla emigracji oraz, dożywotnio, każdy żyjący ex-prezydent), wszyscy wybierani w okręgach jednomandatowych. Niech Izba Poselska nie pracuje permanentnie — niezależnie od tego czy prawo pisze się dla nas w Brukseli czy Sztrasburgu, dwie 2-3 miesięczne sesje powinny wystarczyć. Konstytucyjne vacatio legis — minimum 3-6 miesięcy, do skrócenia wyłącznie kwalifikowaną większością w obu sejmowych izbach. Przy okazji warto przywrócić tradycyjną nazwę polskiego parlamentu — Sejm, który dzieli się na Izbę Poselską i Senat (o roli Senatu też warto pomyśleć);
- władza wykonawcza: skoro nie będziemy mieć w Polsce monarchii (konstytucyjnej, parlamentarnej) ani systemu prezydenckiego, to czas też skończyć z sytuacją, w której rząd jak ten ogon kręci całym parlamentem. Rada Ministrów powinna być wyłącznie organem wykonawczym — prawa stanowionego w parlamencie, ale i polityki, której kierunki powinien wyznaczać prezydent. Premiera i skład rządu powinien wyznaczać prezydent, ale za zgodą Izby Poselskiej, która powinna mieć prawo odwołania rządu;
- wymiar sprawiedliwości, sądownictwo konstytucyjne: po pierwsze sędziami powinni zostawać najlepsi prawnicy (adwokaci, prokuratorzy, etc.) — stanowisko sędziego powinno być ukoronowaniem kariery, a nie jedną z aplikacji po studiach; po drugie najprostsze sprawy (wykroczeniówka, sprawy sąsiedzkie, drobne spory majątkowe) w I instancji powinny trafiać przed sędziów pokoju — osoby o niekwestionowanym lokalnym autorytecie (i niekoniecznie wykształceniu prawniczym — procedur można się nauczyć, a rozwagi i rozsądku żadna szkoła nie da). Trybunał Konstytucyjny… cóż, będę konsekwentny — konstytucyjność prawa powinni badać tacy sami sędziowie jak wszystkie inne sprawy (por. „O tym skąd brać sędziów Trybunału Konstytucyjnego (a może to sądy powszechne powinny mieć uprawnienie do badania konstytucyjności norm prawnych?)”) — dlaczego nie w toku instancyjnym, gdzie strona mogłaby zgłosić zarzut niekonstytucyjności ustawy (powiedzmy w apelacji, powiedzmy z obligatoryjną weryfikacją pozytywnego orzeczenia przez Sąd Najwyższy?);
- samorząd: nie, nie zapomniałem, nie pomijam, zdaję sobie sprawę, że propozycja nowej konstytucji musi brać to pod uwagę… mnie się marzy Rzplita federalna (a może i konfederacja?), ale nie wiem czy umiem ubrać to w słowa? Może radykalne zwiększenie uprawnień sejmików i gmin? Może odejście od zasady, że gminie wolno tylko to, na co pozwala jej ustawodawca (co jednak nie stoi na przeszkodzie absurdom, por. „Naruszenie przepisów porządkowych — choćby lokalnych uchwał gminnych (art. 54 kw)”).
A teraz niech się miasta wpisują co o tym wszystkim myślą ;-)