Szanujący się turysta musi mieć wygodne buty (polecamy Scarpa Mojito) i porządne portki (stawiamy na Fjällräveny G-1000). Wypadałoby też jednak zarzucić coś na grzbiet — i tu od lat chętnie stawiamy na koszule Craghoppers Nosilife.

Craghoppers to angielska marka odzieżowa, której historia sięga roku 1965 i późniejszej o 10 lat wyprawy Chrisa Bonningtona na Mount Everest. Dziś należy do rodzinnej firmy Regatta Great Outdoors i skupia się na produkcji ciuchów i akcesoriów dla podróżników. W Polsce ich wyroby są mało znane i praktycznie niedostępne, na Wyspach zyskały sobie znaczną popularność (pamiętam moje niegdysiejsze wojaże w Alpy, kiedy sam nauczyłem się rozpoznawać Brytyjczyków po charakterystycznym granatowym uniformie).

Co odróżnia odzież Craghoppers Nosilife od innych koszul turystycznych? Zaczynając od początku: całkowicie syntetyczna tkanina, z jakiej uszyto te koszule (poliamid, dodatki z poliestru) ma zabezpieczać naszą skórę przed uciążliwymi ukąszeniami owadów (i ich skutkami). Jak informuje producent w tkaninie użyto związku permetryny (za Wikipedią: „syntetyczny organiczny związek chemiczny (…) używana do ochrony roślin uprawnych przed szkodnikami. Silnie trująca dla owadów, działa w sposób kontaktowy i żołądkowy. Jest wysoce toksyczna dla organizmów wodnych i kotów. Dla ludzi i innych organizmów wyższych, m.in. psów, jest stosunkowo nieszkodliwa”).
Rzecz jasna z koszul nie sypie się biały proszek, zaś producent zapewnia, że odzież jest całkowicie bezpieczna dla nas i otoczenia.
Dla jasności: Nosilife nie odstrasza od nas komarów, nie rozpościera dookoła niewidzialnego pola siłowego — owad po prostu niechętnie będzie siadał na tkaninie (i nie uda mu się spenetrować materiału żądłem) — ale nieosłonięte miejsca nadal są narażone na inwazję.

Cecha ta sprawia, że koszula Craghoppers Nosilife chroni przed malarią, dengą, ziką oraz innymi chorobami przenoszonymi przez komary i inne paskudztwo. Grubo tkany materiał chroni wrażliwą skórę przed promieniami słońca (UPF50+) — dodatkowym patentem jest rozwijany kołnierz, który po postawieniu przesłania solidny kawałek szyi.
Lubimy nasze koszule także za takie bajery jak: rozcięcia umożliwiające wentylację na plecach (chronione dodatkową siatką, żeby robactwo nie skorzystało), solidną pętelkę do zawieszenia koszuli na haczyku (na plecach, druga od wewnątrz), liczne kieszonki (czasem z funkcją wietrzenia), sprytne pętelki od wewnątrz do łatwiejszego suszenia (tzw. drying-loops), wszyta szmatka z mikrofibry do czyszczenia okularów, troczki do przytrzymania podwiniętych rękawków (to w koszulach z długim rękawem).

Czy to oznacza, że koszula Craghoppers Nosilife może przydać się tylko podczas wyprawy przez kotlinę Konga, idącym w ślady Henry Mortona Stanleya lub facetom, którzy pozwalają się gryźć najstraszniejszym ze straszliwych stworzeń? Z własnego doświadczenia: ta odzież wisi w naszej szafie od ładnych paru lat, a wyciągamy je i na wypady górskie, i na spacery z psinką po lesie, a nawet na niezobowiązujące wyjście na miasto.
Świetnie wyglądają, świetnie leżą, są naprawdę bardzo wygodne i praktyczne (a damskie egzemplarze potrafią mieć naprawdę genialne, fantazyjne wzory i kolory — kratki, rozetki, romby, etc. etc.).

Co sprawiło, że koszule Craghoppers zyskały w naszych oczach tak dobrą opinię? Najważniejsze cechy to:
- niezwykła trwałość (popatrzcie na drugie zdjęcie od góry w jaki sposób wszyte są guziki!) — solidny materiał jest praktycznie niezniszczalny (uroku i wytrzymałości dodaje mu charakterystyczny stop typu rip-stop);
- szybkie odprowadzanie potu (syntetyczna tkanina rzeczywiście schnie w oczach);
- „bojowo-pustynno-dżunglowy” look — to produkty raczej dla Indiany Jonesa niż terminatora przemierzającego 123 kilometr biegusiem przez góry;
- dodatkowy bonus to wietrzykoszczelność i mżawkoodporność (rzecz jasna w bardzo ale to bardzo podstawowym zakresie);
- odwrotną stronę tego samego medalu czuć oczywiście w temperaturach oscylujących w granicach +30 st., kiedy to w koszuli Craghoppers robi się po prostu gorąco (dla mnie minus, dla zmarźluchów dodatkowy plus);

Reasumując mógłbym koszulę Crahoppers — nie tylko Nosilife, ale i (lżejsze, tańsze, wykonane z bardzo wygodne) serii Kiwi — ze szczerego serca polecić, niefart taki, że właściwie odzież ta jest w Polsce nieosiągalna. Chętnych na skorzystanie z opcji wysyłkowej — acz niezrażonych dość wysokimi cenami (zawsze warto czekać na promocję, kiedy towar może być o przeszło 50% tańszy) — muszę jednak przestrzec przed nieco dziwną rozmiarówką. Otóż męski rozmiar S odpowiada europejskiemu 48 — czyli już osobnik drobniejszy ode mnie będzie miał problem z dopasowaniem; lepiej jest w przypadku asortymentu dla pań, gdzie XS (kontynentalne 34) podchodzi pod drobne klientki.

Tak czy inaczej warto, bo koszula Craghoppers Nosilife jest naprawdę wyborowym towarem — z tych, co to fajnie leży i nieźle się prezentuje, a przy okazji naprawdę się przydaje (na szlaku, w terenie, etc.).
PS I jeszcze ujęcie dosłownie z wczorajszego dnia:

Było ciepło, momentami duszno — ale było fajnie ;-)