A skoro idzie lato i niektórzy pojadą nad wodę czas na kilka akapitów o prawie przejścia przez prywatną ziemię przylegającą do rzek i jezior — oraz o zakazie grodzenia nieruchomości do samego brzegu.
Zakaz stawiania płotu przy brzegu rzeki czy jeziora (i nie tylko!) uregulowany jest następująco:
- zgodnie z art. 27 ust. 1 prawa wodnego zakazane jest grodzenie nieruchomości przylegających do wód publicznych do samego brzegu, a także zakazywania lub uniemożliwiania przejścia przy brzegu — a wszystko to do szerokości 1,5 metra od linii brzegu;
art. 27 ust. 1 ustawy — prawo wodne (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 1121)
Zabrania się grodzenia nieruchomości przyległych do powierzchniowych wód publicznych w odległości mniejszej niż 1,5 m od linii brzegu, a także zakazywania lub uniemożliwiania przechodzenia przez ten obszar.
- słowem: właściciel nieruchomości, która przylega do rzeki czy jeziora, może być właścicielem całej ziemi — aż do brzegu — ale wykonując swoje prawo własności nie może ograniczać (płotem, tabliczką) przysługującego ogółowi prawa dostępu do wód publicznych;
- skąd taki zakaz? Przewijając do początku: generalną zasadą jest powszechne prawo korzystania z powierzchniowych wód publicznych — śródlądowych, morskich wód wewnętrznych i wód morza terytorialnego („każdemu przysługuje” takie prawo, art. 34 ust. 1 prawa wodnego);
- wody publiczne to te, które stanowią własność Skarbu Państwa lub samorządu terytorialnego (art. 10 ust. 1a prawa wodnego);
- ustawowo państwowe są wszystkie wody morza terytorialnego, morskie wody wewnętrzne (wraz z Zatoką Gdańską) oraz wody podziemne — a także „śródlądowe wody powierzchniowe płynące”, do których zaliczyć można kanały, źródła, rzeki, strumienie, a nawet naturalne zbiorniki (jeziora) o naturalnym dopływie lub odpływie wód powierzchniowych (art. 5 ust. 3 pkt 1 prawa wodnego);
- korzystać z wód publicznych można w celu zaspokajania potrzeb osobistych oraz gospodarstwa domowego i rolnego, pod warunkiem, że nie stosuje się urządzeń technicznych (art. 34 ust. 2 prawa wodnego);
- wody publiczne są także dostępne dla każdego w celu wypoczynku, turystyki, sportów wodnych i amatorskiego połowu ryb; nie wolno jednak wydobywać żwiru i piasku, wycinać roślin oraz wprowadzać ścieków (wrocławska Ługowina pozdrawia wrocławski magistrat!); z powszechnego korzystania wyłączone są także wody w zbiornikach hodowlanych;
- stąd słuszne założenie, że korzystanie z płynących wód publicznych byłoby iluzoryczne, gdyby właściciel nieruchomości gruntowej — która przecież nie rozpościera się na przylegające rzeki czy jeziora — mógł nie dopuścić osób postronnych do korzystania z dobra wspólnego, przeto musi on znosić zarówno strudzonego włóczykija, jak i desant kajakarzy (ale tylko w pasie owych 150 cm; czy to oznacza, że musi im ułatwiać życie i wycinać trzcinę? (sprawdzić czy nie podlega ochronie) — wątpię…);
- uwaga: gmina nie może rozszerzyć tego pasa — półtora metra to maksimum, chociaż właściciel ziemi oczywiście może, jeśli chce, zwiększyć ów pas (por. wyrok WSA we Wrocławiu z 22 kwietnia 2015 r., II SA/Wr 85/15 czy wyrok WSA we Wrocławiu z 16 lutego 2016 r., II SA/Wr 751/15)
- zakaz ten nie dotyczy jednak konieczności grodzenia stref ochronnych i obrębów hodowlanych (wg ustawy o rybactwie śródlądowym), ponadto zwolnić z zakazu może RZGW, wyłącznie jednak ze względu na obronność państwa lub bezpieczeństwo publiczne (art. 27 ust. 1-2 prawa wodnego);
- postawiony płot przy brzegu rzeki lub jeziora — czyli naruszenie zakazu grodzenia brzegu wód publicznych — stanowi wykroczenie, za które można zostać ukaranym grzywną do 5 tys. złotych (art. 194 pkt 2 prawa wodnego);
- bonus dla łowców ciekawostek, którzy doczytali do końca: przepis mówi o zakazie grodzenia 1,5 metrów od „linii brzegu” — czyli od „krawędzi brzegu lub linii stałego porostu traw” (to łatwe) albo „linii, którą ustala się według średniego stanu wody ustalanego przez państwową służbę hydrologiczno-meteorologiczną z okresu co najmniej ostatnich 10 lat”, a ustala się ją w trybie rozgraniczenia gruntów (art. 15 prawa wodnego) — i wcale nie jest tak, że ten zarzut nie „chodzi” w postępowaniu wykroczeniowym (wyrok SO w Białymstoku z 11 lutego 2013 r., sygn. akt VIII Ka 1043/12).
Całkiem dygresyjnie: mnie się jakoś nasuwa szkockie prawo „turystycznego przejścia” przez prywatny teren — natomiast nie mam pojęcia czy w Polsce też wynika to z jakiejś tradycji.
[PS z czerwca 2019 r.: ponieważ prawo się troszkę zmieniło, zainteresowanych odsyłam do tekstu „Zakaz grodzenia brzegów rzek i jezior (art. 232 pr. wodn.)”.