(…) nie ma u nas tradycji, żeby Prokurator Generalny w jakikolwiek sposób mógł ingerować w pracę, w funkcjonowanie Sądu Najwyższego jako instytucji. Nie wspomnę już o sędziach. I zgadzam się ze wszystkimi tymi, którzy twierdzą, że tak być nie powinno i że nie wolno do tego dopuścić. (…) zdecydowałem o tym, że zwrócę z powrotem do rozpatrzenia Sejmowi, czyli zawetuję Ustawę o Sądzie Najwyższym, jak również Ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa, albowiem Sejm doprowadził do tego, że są one ze sobą powiązane. A ja powiedziałem, że sędziowie do Krajowej Rady Sądownictwa nie mogą być wybierani zwykłą większością głosów, niestety – w obecnym stanie byliby. A ja się, jako Prezydent, na to jednoznacznie nie zgadzam. (z oświadczenia Prezydenta Andrzeja Dudy)
Prezydenckie weto ustawy o Sądzie Najwyższym (właściwie to (jak dotąd) tylko zapowiedź odmowy podpisu pod ustawą, która w oczywisty sposób gwałci zasadę trójpodziału władzy) może i zaskoczyło, a może nawet oburzyło (polityków i sympatyków PiS) — ale dla ludzi niechętnych nadmiernej koncentracji władzy oznacza promyk nadziei, że jednak dotychczasowy stróż pióra stanie się jednak strażnikiem Konstytucji.
Po pierwsze warto zauważyć, że rację ma prezydent Duda mówiąc, że w Polsce nie ma tradycji — ani przepisu konstytucji — by to Prokurator Generalny (niezależnie od tego czy w unii personalnej z Ministrem Sprawiedliwości, czy nie) miał wpływ na funkcjonowanie i skład Sądu Najwyższego.
Kurczę, nawet kompetencje PRL-owskiego Prokuratora Generalnego — tego, który strzegł „praworządności ludowej” — nie sięgały aż tak daleko: sędziów i Pierwszego Prezesa SN powoływała (i odwoływała! — to się chyba może podobać posłowi-prokuratorowi Piotrowiczowi) Rada Państwa (art. 60-61 Konstytucji PRL v. 06.88) — ta sama, która powoływała (i odwoływała) Prokuratora Generalnego PRL. Ba, nawet zastąpienie Rady Państwa (kolegialnej głowy państwa) urzędem Prezydenta PRL (Konstytucja PRL v. 04.89) nie zmieniło tej relacji — szyte na miarę Wojciecha Jaruzelskiego przepisy stanowiły, iż: (i) sędziów powołuje prezydent, na wniosek KRS, (ii) sędziowie są nieusuwalni „z wyjątkiem przypadków określonych w ustawie”, (iii) I Prezesa SN powołuje Sejm na wniosek Prezydenta PRL.
Dla jasności — spieszę wyprowadzić z błędu zachwycony elektorat PiS (gotowych krzyknąć eureka!) — to standardy państwa, którego konstytucja nadal wskazywała, że: (i) „Przewodnią siłą polityczną społeczeństwa w budowie socjalizmu jest Polska Zjednoczona Partia Robotnicza”, (ii) „Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego jest płaszczyzną jednoczenia społeczeństwa dla dobra Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (…) w sprawach funkcjonowania i umacniania socjalistycznego państwa oraz wszechstronnego rozwoju kraju” oraz (iii) „Najwyższym organem władzy państwowej jest Sejm Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”.
Wracając do teraźniejszości: co właściwie oznacza prezydenckie weto ustawy o Sądzie Najwyższym? W ujęciu politycznym — naprawdę nie wiem. Można dywagować na ile zaczyna się dekompozycja obozu władzy — albo na ile Andrzej Duda doszedł do wniosku, że awantura, którą (bądźmy szczerzy) zaczęła jego decyzja o ułaskawieniu kilku przestępców — i to mimo braku prawomocnego uznania winy — przestaje służyć samemu jemu.
art. 122 ust 5 Konstytucji RP
Jeżeli Prezydent Rzeczypospolitej nie wystąpił z wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego w trybie ust. 3 [wniosek do TK w trybie tzw. kontroli uprzedniej], może z umotywowanym wnioskiem przekazać ustawę Sejmowi do ponownego rozpatrzenia. Po ponownym uchwaleniu ustawy przez Sejm większością 3/5 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów Prezydent Rzeczypospolitej w ciągu 7 dni podpisuje ustawę i zarządza jej ogłoszenie w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej. W razie ponownego uchwalenia ustawy przez Sejm Prezydentowi Rzeczypospolitej nie przysługuje prawo wystąpienia do Trybunału Konstytucyjnego w trybie ust. 3.
W ujęciu konstytucyjnym odmowa podpisania ustawy oznacza jej zwrot do Sejmu, w którym do przełamania weta niezbędne jest 3/5 głosów, co w parlamencie obecnej kadencji oznacza konieczność zagłosowania „za” przez 276 posłów (przy założeniu, że w głosowaniu bierze udział 460 posłów).
Na to rzecz jasna nie ma szans — natomiast ciekawe jakie są plany Pałacu jeśli chodzi o zapowiadane projekty („biorę na siebie jako Prezydent RP tę odpowiedzialność, że ja przygotuję te ustawy”).
Tak czy inaczej wychodzi na to, że być może znów przyjdzie nam żyć w ciekawych czasach.