Czasem ludzie mnie pytają: w jakie góry zabrać kogoś, kto niespecjalnie lubi takie miejsca? Względnie: moje dziecko szybko się nudzi jeśli nie ma stałych bodźców — czy istnieją jakieś góry dla takiego ancymonka?
Dotąd lojalnie zachęcałem do skoku w Góry Stołowe, teraz już wiem, że całkiem niezłe mogą być też Góry Orlickie (które, z racji tego, że olbrzymia ich część położona jest na terytorium Czeskiej Republiki, będę określał jako Orlické hory).
Orlické hory same w sobie są średnio interesujące — mało szerokich widoków, raczej połogie, mnóstwo niezłych lasów, (niestety) sporo asfaltów (lepsze raczej dla kolarzy i biegaczy narciarskich) — jednak mogą przyciągać ciekawość, acz z nieco innych niż przyrodniczych powodów. Chodzi rzecz jasna o linię fortyfikacji zbudowaną przez władze Czechosłowacji w latach 1935-38, które miały chronić państwo przed groźbą niemieckiej agresji (Linia Benesza). Umocnienia na wiele się nie zdały — Sudetenland został przehandlowany „za pokój” w Monachium, Československé opevnění pozostały poza granicami okrojonego kraju — a pół roku później Hitler Háchę wziął pod pachę…
A ponieważ góry bywają różne — lecz wszystkie są fajne, także takie, w których widać ślad historii — postanawiamy ponownie odwiedzić Orlické hory, przejść parę odcinków szlaków położonych wzdłuż bunkrów.
Na pierwszy rzut idzie Velká Deštná, najwyższy wierzchołek pasma (1115 m n.p.m., link do mapy.cz). Auto parkujemy na niewielkim parkingu w Bedřichovce, skąd szlakiem niebieskim, początkowo kilkaset metrów wzdłuż szosy, a następnie przez las, wspinamy się na sedlo Pod Jelenkou. Tutaj łapiemy znaczki czerwone, które prowadzą nas asfaltową drogą, cały czas pod górę; samo podejście pod rozstaj pod Wielką Desztną jest dość strome, trzeba uważać na nieźle rozpędzających się cyklistów.
Sam „wierzchołek” (określenie mocno na wyrost) to niestety rozległy trawiasty placek okolony drzewostanem — widoków zero, prawdę mówiąc żeby złapać jakąś panoramę trzeba zejść zielonym szlakiem w kierunku południowym. (Nb. coś mi świta, że wejście na Deštnou może być ciekawsze właśnie wzdłuż zielonego szlaku.)
Z Velkej Deštnej schodzimy zakosami, ścieżką przechodzącą w leśny dukt, mijając liczne bunkry piechoty (szału nie ma). Później już tylko żółtym szlakiem w prawo i po kolejnych kwadransach wpadamy na Šerlich (1025 m n.p.m.), skąd znów w prawo — ponownie w kierunku najwyższego szczytu Gór Orlickich… Wizja dreptania asfaltami i żwirem jest nieco przerażająca, zatem wypatrzywszy na mapie ścieżkę trawersującą przez las, z ulgą wybraliśmy taki wariant, i tak na dół, na parking.
Nieco ciekawiej zapowiadała się wycieczka dnia kolejnego (link do mapy.cz): zostawiwszy samochód w Neratovie zdecydowaliśmy się na podejście żółtym szlakiem (daruję opis marszu przez las), którego końcowa faza prowadzi… regularną szosą. Przy parkingu skręcamy w lewo (znaczki czerwone), aby — obojętnie mijając takie czy inne řopíki — po kilkunastu minutach dotrzeć do bunkra R-S 88 Mlází, gdzie nasz 4×4 patrol (4 nogi, 4 łapy) poświęcił trzy kwadranse na odsapkę („nakarmimy psa”).
W następnej kolejności postanowiliśmy zdobyć bunkier R-S 87 Průsek, do którego podejścia strzegą zasieki i jeże przeciwczołgowe (obecnie w bunkrze miłośnicy řopíków prowadzą muzeum). Kolejnym ciekawym punktem na mapie okazał się Anenský vrch (991 m n.p.m., na wierzchołku wieża widokowa oraz bunkry R-S 84 Arnošt i R-S 85 Anna), aby w coraz większym upale dotrzeć do największej atrakcji wycieczki, którą jest Dělostřelecká tvrz Hanička (obejmująca m.in. bunkier R-S 79 Na mýtině oraz muzeum Hanička). Ten obiekt naprawdę robi wrażenie: trzy stanowiska haubic 100 mm, dwa dzwony, etc. etc.
Trudno spekulować czy w 1938 r. taki system umocnień pozwoliłby powstrzymać agresję hitlerowską — niecałe dwa lata po Monachium podobny system umocnień na nic się Francuzom zdał (bo Niemcy nie próbowali nawet go szturmować, po prostu obeszli Linię Maginota od boku).
Wracając do Neratova nie miałem już wątpliwości: Orlické hory są dość specyficznymi górami — niewiele w nich wyzwań czysto turystyczno-sportowych, mało oszałamiających krajobrazów (szczerze mówiąc nie muszę jechać 130 km, żeby przejść się przez fajny las) — ale to nie oznacza, że nie warto poświęcić tych 2-3 dni na kilka spacerów z historią w tle.