Na coraz dłuższej jesienne wieczory — polecam książkę „Druga wojna światowa” autorstwa Anthony’ego Beevora.

Biorąc do ręki (na szczęście niedosłownie — akurat tę rzecz mam na półce, bagatela 1040 stron) kolejną książkę poświęconą Drugiej Wojnie Światowej (po nierecenzowanej „I rozpętało się piekło” Maksa Hastingsa) zastanawiałem się — jaki w ogóle jest sens czytać jeszcze jedną książkę o sprawach dość dobrze już opisanych? Przecież Beevor nie ma prawa niczego nowego wymyślić — co było, to było, większych tajemnic już raczej historia 1939-45 nie skrywa…
No właśnie, tajemnic może nie skrywa, ale co autor, to interpretacja; zacznijmy może od początku: kiedy zaczęła się II Wojna Światowa? Polak powie, że 1 września 1939 r., może mu nawet Francuz i Brytyjczyk wstydliwie przytakną; Rosjanin się skrzywi, bo nie dość, że nie było czegoś takiego jak IIWŚ (była tylko Великая Отечественная война), to jeszcze zachodzą pewne niejasności w odniesieniu do (nieco zapomnianej) wojny zimowej.
Anthony Beevor stawia sprawę nieco inaczej: jego zdaniem wojna światowa mogła zacząć się w Azji już 7 lipca 1937 r. — od agresji Japończyków na Chiny (gdzieś słyszałem nazwę „wojna trzech siódemek”). Ale jeśli tak, to dlaczego nie brać za preludium aneksji Mandżurii i powstania państwa Mandżukuo (1931 r.)?
(Podobnie dywagować można o dacie końca wojny — część odpowie, że 8 maja 1945 r., ale to przecież tylko europejska perspektywa, bo kapitulacja Japonii nastąpiła kwartał później…)

Druga sprawa, na którą zwraca uwagę Beevor to los zwykłych ludzi, którym akurat przyszło wystąpić w mundurze. Książka zaczyna się od opowieści o Koreańczyku (Yang Kyoungjong ma nawet swoje hasło na Wikipedii), którego w 1938 r. wcielono do Armii Kwantuńskiej, aby rok później dostać się do radzieckiej niewoli pod Chałchyn-Goł. Wcielony w 1942 r. do Armii Czerwonej, pod Charkowem dostał się do niewoli niemieckiej. Tu zasilił jeden z Ost-Bataillone, miał bronić — często ramę w ramię z Kowalskim i Nowakiem — Wału Atlantyckiego; w czerwcu 1944 r. trafił do niewoli amerykańskiej — aby resztę życia spędzić w Illinois…
Poza tym dzieło Beevora warto jeszcze przeczytać ze względu na takie informacje, których może wcześniej nie zauważyłem w innych publikacjach:
- ciekawy i bardzo szczegółowy opis zmagań w Afryce Północnej — aż do momentu, kiedy Einsatzkommando czekało w Atenach na przerzut do Egiptu i Palestyny (polecam zdjęcie amerykańskich jeńców idących przez tunezyjską wioskę);
- odniesienia do wewnątrz-francuskich sporów — Vichy vs. France Libre to tylko wierzchołek góry lodowej;
- rzeczywistej „sprzedaży” powojennej Polski za Grecję — to, że Churchill ustalił ze Stalinem „porozumienie procentowe” określające wpływy w poszczególnych państwach (Rumunia: 90% dla Sowietów, 10% dla aliantów; Grecja 10-90%; Jugosławia i Węgry: 50-50%) — a skoro Sowieci nie pomogli komunistycznej ruchawce w Atenach (w grudniu 1944 r.), to Anglicy nie mogli w Jałcie zbytnio naciskać w sprawie polskiej (bo „w Polsce w zasadzie wydarzyło się to samo co w Grecji i we Francji”…);
- (nieco wcześniej — czyli jeszcze przed Adrenami — widmo komunistycznego powstania wisiało nad Belgią; po części jego reminiscencją było późniejsze referendum dotyczące restauracji monarchii z 1950 r.).
Reasumując: książkę warto przeczytać, choćby dla pogłębienia tematu, chociaż niewątpliwie nie jest to rzecz dla każdego — trzeba być fascynatem historii XX wieku, żeby docenić ogrom przekazanych informacji.