Zważywszy, że posłowie nie mieli czasu by skończyć ze „zmianą czasu”, ta informacja jeszcze przydać się może: tej nocy przestawiamy zegarki na tzw. „czas zimowy„. Aczkolwiek żeby przestawić zegarek trzeba mieć zegarek — i tu właśnie czas na kolejną na łamach „Czasopisma” dygresję — czyli zegarka Seiko SRP307 Black Monster test subiektywny.
Tytułem wstępu: zegarek Seiko SRP307 to przedstawiciel drugiej generacji serii Monster (przedstawicielem generacji pierwszej jest SKX781 czyli opisywany dwa lata temu Seiko Orange Monster; więcej o Potworach można poczytać np. na blogu 60Clicks.com). Prezentowany egzemplarz został kupiony — jako zalążek wspólnej kolekcji diverów Seiko — z drugiej ręki, niecały rok temu (w związku z tym, iż ma to być kolekcja Seiko, Citizen Promaster musiał pójść do ludzi).
Skoro to druga generacja, to musi być jakiś progres. Wśród podstawowych różnic wskazałbym przede wszystkim:
- w środku nieco inny mechanizm: Seiko Black Monster 2nd gen. wyposażony jest w werk 4R36 (pracujący na 24 kamieniach automat, ale z możliwością ręcznego nakręcenia oraz stop-sekundą);
- wizualną kosmetykę na zewnątrz: kontrowersyjne, przypominające rekinie zęby, indeksy godzinowe zastąpiły wcześniejsze „prostokąty”, producent zdecydował się także na nieco inną fakturę powierzchni koronki. No i crème de la crème czyli znak X (logo serii Prospex).
Poza tym Seiko SRP307 to cały czas to kawał solidnego żelastwa (norma ISO 6425): wodoodporna do 200 metrów koperta ze szczotkowanej i polerowanej stali o średnicy 42 mm i wysokości 12,4 mm, obrotowy bezel (120 klików w lewo). Do tego tradycyjnie bardzo jasna luma, która „trzyma światło” przez kilka godzin oraz dinks, dzięki któremu zmiana paska zajmuje nie więcej niż 2 minuty — czyli niewielkie dziurki w uszach, dzięki którym można łatwo wypchnąć teleskopik zwykłą szpilką. Dołóżmy do tego wskazanie daty i dnia tygodnia oraz pancerne szkiełko typu Hardlex — i mamy fajnego sikora do niezłego ciorania i nie tylko.
Testowany zegarek Seiko Black Monster jest w mojej ocenie kwintesencją praktyczności i użyteczności, toteż noszę i używam bezustannie (na zmianę z jego pomarańczowym starszym braciszkiem): w kinie i w teatrze, w górach i na spacerze z psem. Stosunkowo niska cena, bardzo wysoka odporność na surowe warunki używania (szorowanie o skałę, woda, błoto — wszystko już było), lekko oldskólowy lók — czego więcej potrzeba?
PS nie zapomnijcie przestawić zegarków! ponoć to już przedostatni raz…