Najczęściej spotykane opinie są dwie: pierwsza mówi, że warto kupować auto nowe, pojeździć parę lat — i sprzedać nie bacząc na ekonomię. Druga może brzmi nieco inaczej, ale wynika chyba z podobnych pobudek: kupić w miarę trzymające się kupy auto, jeździć i się nie przejmować, robić tylko to, co krzyczy — i się nie przejmować (aż będzie trzeba auto sprzedać).
Jest też trzecia reguła, chyba najrzadziej spotykana, którą można skwitować starym „jak dbasz tak masz” — ona mówi, że najlepiej kupić taki samochód, jakiego się potrzebuje, aby później o niego dbać jak należy. Nie wiem czy taka jest geneza popularności króla rynku wtórnego ostatnich lat — czyli Audi A4 B6, bo o tym aucie dziś będzie mowa — ale po blisko 7 latach eksploatacji mogę potwierdzić, że każda złotówka włożona w ten samochód zwróci się po wielokroć.

Moja przygoda z testowanym Audi A4 zaczęła się wiosną 2011 r., kiedy to po niefortunnej przygodzie na lodzie pożegnałem się z Seatem Leonem I. Samochód kupiłem oczywiście używany (rocznik 2002, toć to już prawie youngtimer) — wszakże podróżując z psem na pokładzie wszystko inne wydawałoby się rozrzutnością. Stan licznika na początku 138 tys. km (sprawdzany przy zakupie), stan w chwili pisania testu tekstu wynosi przeszło 197 tys. km. Niby niedużo, ale trzeba też mieć na uwadze, że właściwie nie używam auta w tzw. codziennym ruchu miejskim — większość przebiegu to trasa, a przecież nie jestem w górach codziennie.
Przez ten czas udało mi się wydać na serwis i utrzymanie ładnych parę złotych (na szczęście większość to zwykła eksploatacja plus rzeczy, których uniknąć się nie dało, choćby ze względu na upływ czasu) — toteż przyszło mi na myśl, że podzielę się z P.T. Czytelnikami swoją opinią nt. tego czy warto się pakować w kilkunastoletnie auto takie jak Audi A4 B6.

Zacząć wypada od podstawowych danych technicznych testowanej A-czwórki: nadwozie typu sedan o długości 4547 mm i wysokości 1428 mm oraz rozstawie osi 2650 mm; bagażnik o pojemności 445 litrów; silnik benzynowy wolnossący, o pojemności 1595 ccm, wtrysk wielopunktowy (MPI), moc 102 KM / 5600 obr/min, maksymalny moment obrotowy 148 Nm / 3800 obr.; prędkość maksymalna 190 km/h; masa własna 1348 kg.
A w praktyce szczególnie doceniam następujące plusy dodatnie (dalej w punktach):
- super prowadzenie — Audi A4 B6 kieruje się wyśmienicie, to zasługa oczywiście wyrafinowanego zawieszenia wielowahaczowego (na obu osiach) — auto idzie stabilnie, jak po sznurku, ale jak trzeba skręcać, to skręca też rewelacyjnie;
- niezawodność i niskie koszty serwisu — trwały, wolnossący silnik i 5-biegowa skrzynia biegów to podstawa, zaś psujące się duperele (cewki zapłonowe, plastikowe przełączniki) są naprawdę tanie; nie można demonizować kosztów serwisu przedniego zawieszenia!
- zabezpieczenie antykorozyjne — mimo upływu wieku elementy podwozia są zdrowiutkie, zaś nadwozie mogłoby startować w konkursach ze znacznie młodszymi przedstawicielami marek, które od rudej potrafią nieźle ucierpieć (niebite Audi nie ma prawa rdzewieć!);

- silnik 1,6 MPI — wolnossący, niewysilony (ledwie 102 KM), o nieskomplikowanej budowie, praktycznie niezniszczalny, świetnie nadający się do przeróbki na hybrydę (LPG);
- niskie spalanie — nie wiem czy to za sprawą mojej łagodności, czy też niezwykle opływowego kształtu (współczynnik oporu powietrza Cx=28), ale osiągnięcie na szosie spalania na poziomie 7,5 l/100 km gazu nie jest niczym dziwnym; auto nie ma tempomatu, ale dla utrzymania prędkości 90-100 km/h pedał gazu wystarczy lekko muskać;
- komfort i ergonomia — siadając za kierownicą czuć wszystko na swoim miejscu; fotel może bez bajerów, ale naprawdę można w nim spędzić kilka godzin; ba, w tamtym czasie najwyraźniej nie wszystkich dotknął fetysz samochodów na oponach rowerowych — fabryczny rozmiar 195/65 R15 oszczędza zawieszenie i koi nerwy;

- elegancki wygląd — większe sedany, z wystającym kufrem są najpiękniejsze (czy dziecko, poproszone o narysowanie auta, nadal rysuje trój-bryłowy klasyczny kształt?) — plus możliwość zapakowania bagażnika bez wychładzania nerek pasażerom (szkoda, że cierpi na tym użyteczność bagażnika);
Nie chodzi jednak o to, by plusy przesłoniły nam minusy, zatem dla równowagi można mu wypomnieć takie cechy negatywne:
- sedan — cóż z tego, że bagażnik jest dość duży, skoro niełatwo zapakować większy lub nieforemny bagaż do kufra; cóż też z tego, że taki rodzaj nadwozia uważa się za prestiżowy — skoro tyle w tym prestiżu, że oto do zaparkowanej przy leśnej ścieżce limuzyny ładuje się ekipa wracająca z wypadu w pobliskie góry? ;-)
- znaczny zwis przedni — długi (921 mm), nisko zawieszony przedni nos może utrudnić manewry przy ciasnych krawężnikach; oczywiście pamiętam, że pod tą samą maską mieścił się zarówno — każda jednostka montowana jest wzdłużnie — trzylitrowy silnik V6, zaś w wersji S4 — 4,2-litrowy V8; trzeba mieć też na uwadze, że z krótszym nosem ten sedan utraciłby swoje proporcje, a co więcej mógłby utracić aerodynamikę;

- niski prześwit — Audi A4 B6 jest wyśmienitym autem na długie trasy, na szosie czy autostradzie prowadzi się pewnie i wygodnie, ale już wjazd na średnie wertepy (nie do uniknięcia przy naszym trybie życia) może przyprawić o palpitację serca (pal licho prześwit — długi nos nieuchronnie kiwający się na wertepach, może ucierpieć najbardziej);
- słabe plastiki — nie tyle kruche i łamliwe, ile wycierające się w często dotykanych miejscach; po czym poznać, że a-czwórka nie jest picowana? wytarty włącznik świateł, podarty mieszek dźwigni biegów oraz kiwające się przyciski to podstawa!
- tylko 5-biegowa skrzynia biegów — tak precyzyjna i niezawodna, że mieszanie lewarkiem jest po prostu przyjemnością, szkoda jednak, że na piątce przy prędkości 100 km/h silnik osiąga aż 3 tys. obrotów; kabina jest przyzwoicie wyciszona, więc szczególnego hałasu nie ma, ale byłoby fajniej taką wartość silnik osiągał w okolicach 130 km/h.
Reasumując: nie ma samochodów idealnych, jednak to Audi bliskie jest temu jak ja rozumiem to pojęcie. Mamy oto pojazd nieco oldskólowy (w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu) — porządnie wykonany, bez zbędnych bajerów, w którym widać dobrą rękę konstruktorów (mniej programistów) — generalnie niezawodny mimo upływu przeszło 15 lat na drodze.
Aż dziw, że dziś już takich aut prawie się już nie robi…
PS disklajmer: szkic tego tekstu powstał przeszło rok temu, nigdy nie pamiętałem, żeby zrobić jakieś sensowne zdjęcie — a do druku poszedł dzień po podpisaniu umowy na całkiem nowy, równie oldskólowy automobil… cóż za koincydencja ;-)