Zbliżająca się milowymi krokami setna rocznica odzyskania niepodległości — czczona na pamiątkę dnia, którego tak naprawdę nie było — raczej nie będzie okazją do przypomnienia, że zapewne nie byłoby wówczas Polski, gdyby nie wojna.
O tym, że — zwana wówczas Wielką, a później Pierwszą Światową — wojna nie tylko sprzyjała powstaniu nowych państw narodowych na gruzach starych cesarstw, ale i odcisnęła swe trwałe piętno na ludności tych ziem przypomina nam książka „Nasza wojna. Europa Środkowo-Wschodnia 1912-1916. Tom I. Imperia” autorstwa Macieja Górnego i Włodzimierza Borodzieja.

Wbrew dominującej perspektywie Wielka Wojna to nie tylko błotne okopy Flandrii, ataki gazowe pod Ypres, wtopa pod Gallipoli czy użycie tanków pod Cambrai. To także — na froncie wschodnim i bałkańskim — błyskawiczna wojna manewrowa, liczne natarcia i kontrataki oraz przechodzenie z rąk do rąk wielkich połaci ziemi. Oraz, jak przekonują nas Maciej Górny i Wojciech Borodziej, olbrzymie zmiany społeczne, które odczuwamy do dziś.
Niewykluczone, że gdyby nie tamta wojna, nie doszłoby do:
- emancypacji kobiet — które musiały zastąpić powołanych do armii mężczyzn w licznych codziennych zajęciach, wcześniej zarezerwowanych właśnie dla panów (ba, kobiety zaczęły nie tylko nosić spodnie, ale i publicznie palić papierosy!)
- boomu ekonomicznego na wsi — chłopstwo, które miało żywność, zaczęło dorabiać się na dostawach płodów rolnych do głodujących miast (a contrario do mieszczan, którzy musieli wyprzedawać mienie, aby żywność tę kupić);
- unowocześnienia (i zbiurokratyzowania) życia codziennego — nie tylko chodzi o wprowadzenie czasu zimowego na ziemiach okupowanych przez Niemców, ale i (nie do końca dobrowolną) zmianę kalendarza na gregoriański przez Bułgarię, a to na znak przyjaźni z kajzerowskim sojusznikiem;
- ustalenia stephensonowskiego (standardowego) rozstawu torów kolejowych na wszystkich ziemiach polskich — wszakże w Rosji do dziś pociągi jeżdżą po szynach odległych od siebie o 152 cm, taki też rozstaw obowiązywał w Królestwie Polskim;
- upowszechnienia się zasad higieny wśród byłych poddanych cara — autorzy podkreślają, że wojskowa administracja Ober-Ostu przesiąknięta była swoistą misją cywilizacyjną (traktowali okupowane ziemie z wyższością właściwą kolonizatorom), ale obowiązkowe szczepienia i odwszalnie robiły dobrą robotę;
- powstania nowoczesnej prasy (i propagandy) — ludność była złakniona informacji z frontu, władze zaś potrzebowały mediów do podtrzymywania nastrojów (czasem niestety pełnych histerii).
A dlaczego w tytule jest rok 1912? Otóż zdaniem autorów zapewne nie wybuchłaby Wielka Wojna gdyby nie poprzedzające ją Wojny bałkańskie, od których zaczęło się szatkowanie tego zapalnego punktu Europy. Wszakże zamach w Sarajewie — ten nieistotny pretekst do agresji na Serbię — miał przyczyny w prowadzonej przez C.K. polityce wobec Bałkanów (i dlatego właśnie chyb Serbowie najbardziej ucierpieli podczas całej wojny, por. „Albańska golgota”.)
Książkę zdecydowanie polecam, myślę, że to będzie dobra lektura na rok 2018.