A skoro kilka dni temu było o tym co robiliśmy w Saskiej Szwajcarii i dlaczego jest tam superfajnie, dziś czas na kilka akapitów o tej części Gór Połabskich, która jest położona po przeciwnej stronie granicy — czyli co w Czeskiej Szwajcarii może robić pies i jego przewodnik.
Na początek tradycyjny łyk teorii: České Švýcarsko (właściwie Labské pískovce) to pasmo górskie leżące na granicy Czeskiej Republiki i Republiki Federalnej Niemiec), część Gór Połabskich (Děčínská vrchovina). Aczkolwiek szufladkowanie jest chyba o tyle trudne, że niemieckie określenie Elbsandsteingebirge odnosi się zarówno do całych Gór Połabskich, jak i do Saksońskiej Szwajcarii…
..mniejsza z podziałami, bo przecież góry jakie są, każdy widzi — a dzięki niesamowitemu zbiegowi okoliczności od 10 z górką lat możemy wędrować nie przejmując się granicami, strefami, kontrolami, strażnikami. Doceniają to łaziki (zwłaszcza pamiętający WOP-ików z kałachami, choćby obstawiających grzbiet Karkonoszy): planując trasę wycieczki nie trzeba już sprawdzać przebiegu granicy, dumać, którędy będzie można przejść, a gdzie konieczny będzie odwrót.
Zaraz po przyjeździe decydujemy się na rekonesans wzdłuż potoku Křinice. Auto parkujemy na niewielkim parkingu we wsi Brtníky, stamtąd początkowo łąką, a następnie przez piękny las iglasty dochodzimy do zabudowań pozostałych po pałacu Šternberk. Dalej robi się coraz ciekawiej, bo szlak nas wiedzie ku (niestety zarośniętej) vyhlídce przy ruinach zamku Brtnický hrádek, a następnie schodzimy w ocienioną dolinkę Wilczego potoku, wzdłuż którego dochodzimy do Křinic.
Tu już zaczyna się bajka, bo Křinice meandrują bardzo malowniczą dolinką — skały, woda, zieleniąca się roślinność — zaś zawijas z charakterystycznym głazem (jeszcze przed Brtnickim mostem) jest niesamowity. Wzdłuż rwącej wody dochodzimy do pozostałości przysiółka Zadní Doubice — okolica piękna, ale obciążona przeszłością, o której wspomina pomnik ofiar marszu śmierci.
Po krótkim odpoczynku przeprawiamy się na przeciwną stronę granicy (służy do tego, a jakże, Hraniční most), aby po pętli wokół wzgórza Klause wejść na szlak powrotny — dla niepoznaki prowadzący niemiecką stroną Křinic. A później już tylko pod formacjami skalnymi o charakterystycznych nazwach Obří hlava, Kráva, Sojčí věž, Ježibaba, przez wieś Kopec — tak malowniczą ścieżką aż chce/nie chce się (skreślić niepotrzebne) wracać do auta…
Drugi dzień to żelazny punkt programu bodajże 4/5 turystów odwiedzających Czeską Szwajcarię, czyli Pravčická brána. Wiedząc jak popularne jest to miejsce biłem się nieco z myślami — mało jest rzeczy gorszych, niż władowanie się w dzikie tłumy — ale trafne okazało się założenie, że skoro to poniedziałkowy poranek, to można podjąć ryzyko. Parking we wsi Mezni Louka — pusty (nie było nawet obsługi, więc zaoszczędziliśmy 100 koron), Gabrielina stezka — pusta (widoki ciekawe, sama ścieżka raczej zryta jakby stada koni tamtędy przepędzano); tak dochodzimy pod cel naszej wędrówki.
Teraz czas na kilka obrazoburczych zdań. Otóż Pravčická brána, nie będę owijał w bawełnę, na kolana nas nie rzuciła: podchodząc pod budynek restauracji czuć szambem (!), wstęp kosztuje aż 75 koron (przypominam, że za możliwość wielogodzinnego obchodu Skalnego Miasta płacimy 70 koron), pod samym (imponującym) łukiem skalnym witają nas biesiadne ławki ustawione na wylanym betonie; cudem w ten poniedziałkowy poranek jesteśmy tam kompletnie sami.
Fajniej jest nieco wyżej, bo trzy vyhlídki pozwalają przyjrzeć się temu bajzlowi z odpowiedniej odległości — ale i tak najciekawszy widok jest na położone po przeciwnej stronie Dlouhodolské stěny.
W zejściu odwiedzamy jeszcze Jaskinię Českých bratří, która jest świetna, z tym, że jej pech polega na tym, że jest po drodze na Pravčicką brámę, więc niemała ilość turystów korzysta z jej okolic celem ulżenia swoim potrzebom… Przykro o tym mówić, ale takiego syfu w górach dawno nie widziałem… (Powrót do szosy, a następnie leśną drogą do Mezni, skąd asfaltówką do Mezni Louki; całe kółko, naprawdę niespiesznie, zajęło nam 5 godzin.)
Przechodząc do (krótkiego) podsumowania: Czeska Szwajcaria, tak dla wędrujących w psim towarzystwie, jak i wyłącznie w kompanii Homo sapiens, to rewelacyjny rewir na aktywne spędzenie czasu na łonie natury. Křinice i okolice są naprawdę zachwycające, Zadní Doubice czy Zadní Jetřichovice przywołują niejasne obrazy przeszłości, Černá brána (byliśmy tam jesienią) jest po prostu genialna.
Jednak subiektywnie — łącznie w życiu spędziliśmy tylko 8 dni na szlakach w tych pięknych okolicach, po równo na Czeską i Saską Szwajcarię, więc stać mnie tylko na subiektywną opinię — część niemiecka wydaje mi się wyraźnie ciekawsza, szlaki ambitniejsze (także widokowo; cóż z tego, że część z nich poza zasięgiem czterech łapek).
(Aczkolwiek pogląd ten może być błędny, toteż obiecuję nie ustawać w poszukiwaniach — jest przecież cała okolica na północny zachód od Děčína — Děčínský Sněžník,Tiské stěny, etc. — tam nas jeszcze nie było.)
Tradycyjne namiary dla chętnych (wraz z odnośnikami do serwisu Mapy.cz):
- dzień nr 1 czyli spacer wzdłuż granicznego potoku Křinice: Brtníky — Brtnický hrádek — Zadní Doubice / Hraniční most — Heidelbachtal / Mönchstein — Brtníky;
- dzień nr 2 czyli spacer do Pravčickiej Bramy: Mezni Louka — Pravčická brána — Mezni — Mezni Louka.
Co do mapy w plecaku: krytyczne uwagi wyrażone pod adresem Českosaské Švýcarsko / Šluknovsko (Shocart, 1:40000) nie odnoszą się do wędrowania po Czeskiej Szwajcarii. Każdy szlak jest dostępny dla psich łap, nie grożą nam przejścia po drabinkach lub klamrach — nie trzeba kombinować, można po prostu ustalić azymut i przeć. (Natomiast Elbsandsteingebirge 761 wydawnictwa Kompass (1:25000), za bardzo się nie przyda, bo generalnie poświęcona jest Szwajcarii Saksońskiej.)